real
/ 81.219.244.* / 2006-01-04 00:11
Witam w Nowym Roku, po lekki znietrzeźwieniu (Sylwester) przyszedł czas na otrzeźwienie. No więc za pana namową, biorę się za myślenie. Z pierwszą pana tezą mogę się zgodzić (zakaz deficytu), niemniej tak w latach 90 jak i teraz, wymagałoby to dyscypliny budżetowej (zbilansowania dochodów z wydatkami), a obaj wiemy jaki to bolesny problem dla kolejnych rządów (jakoś trzeba wygrać wybory = najlepiej obiecać większy socjal = bo biednych w Polsce jest najwięcej = największy elektorat). W tej sytuacji Trybunał Stanu byłby bardzo zapracowany. Natomiast z drugą pana tezą (moja kuzynka), po niewielkim zastanowieniu nie mogę się zgodzić. Podaję swoje argumenty – porównywanie osoby fizycznej zadłużającej się ponad swoje możliwości z takim samym działaniem rządu, jest dramatycznie nietrafne. Jeśli jakaś osoba zadłuża się, to robi to dobrowolnie, na własną odpowiedzialność i ryzyko. Jeśli taka osoba popełniła błąd inwestycyjny i wpadła w pętlę zadłużenia, to za ten błąd zapłaci ona i ewentualnie jej rodzina. Tak dzieje się w świecie dorosłych ludzi. Jak pan załóżmy, jadąc samochodem, nie dostosuje prędkości do warunków na drodze, to w wypadku ucierpi pan, pana auto, no i ewentualnie (przy większym karambolu) jeszcze kilku innych uczestników ruchu. W przypadku wariackiego zadłużania państwa, po 1 – nikt mnie nie pyta, czy zgadzam się, aby państwo zadłużało mnie, moje dzieci i dzieci ich dzieci, po2 – jak państwo nie może spłacić długu, to konsekwencje ponosi całe społeczeństwo, ale nie ci co podejmowali decyzje w tym zakresie (oni już są dobrze ustawieni), po 3 – kolejne rządy nie zadłużają się z myślą o finansowaniu tymi pożyczkami całego społeczeństwa, a tylko wybranych grup, które są rządowi akurat potrzebne bądź to do wygrania wyborów, bądź do zapewnienia spokoju w czasie sprawowania władzy. W przykładzie samochodowym byłoby to tak, jakby pan jadąc swoim samochodem wpadł do rowu, a konsekwencje finansowe tego wypadku obciążyły całe społeczeństwo (w składce np. wypadkowej) i to nawet tych, którzy samochodu nie mają i mieć nie będą (solidarność społeczna). Z punktu widzenia kierowcy, może to wygląda fajnie (więcej płatników = mniejsza składka = można poszaleć), ale nie posiadający samochodu zapytają, czemu mają płacić za pana pomyłki za kierownicą??? I na tym polega dramatyzm takiego porównania. Niech pan się nad tym zastanowi w Nowym Roku.