Doris
/ 212.203.89.* / 2006-07-14 12:17
Niedawno przeprowadziłam się do Warszawy i zamierzam kupić mieszkanie, choć nie wiem, czy mi się to uda. I już wiem, że będzie to karkołomne zadanie, zarówno pod względem finansowym, jak i organizacyjnym. Co do podatku od zysków ze sprzedaży mieszkań - jestem za ich opodatkowaniem jedną i tą sama stawką, jaka powinna obowiązywać wszystkich, czyli generalnie podatek liniowy zarówno dla osób fizycznych jak i prawnych i do tego PRAWIE żadnych ulg i zwolnień. Prawie, dlatego że zwolnienie dotyczyłoby sytuacji, gdy kwotę ze sprzedaży mieszkania przeznaczy się na zakup następnego - tak jak to jest teraz i jak się to praktykuje w innych krajach , np. w Hiszpanii. Podatki są bowiem po to, by dzielić się dochodami z państwem, które ma pokryć koszty usług publicznych a których nie powinny –lub nie chcą – świadczyć podmioty prywatne. Nie widzę więc powodu, dla którego zrealizowany dochód (czyli gotówka) ze sprzedaży mieszkania nie miałaby być również do podziału, zwłaszcza, że są to zwykle niemałe kwoty. Proste systemy podatkowe = niskie koszty ich obsługi = mniej samowoli urzędniczej = wyższe wpływy do budżetu w dłuższym okresie. A podatki powinni płacić wszyscy (może z wyjątkiem osób o niskich dochodach, z sensownie ustalonymi progami) i w tej samej – procentowej – wysokości. Znieść należy natomiast niemoralny i podły w swej konstrukcji podatek od spadków i darowizn dla członków rodziny, który również ogranicza podaż nieruchomości na rynku, gdyż wielu ludzi nie stać na jego zapłacenie. Sama mam ciocię i wujka, którzy będąc nauczycielami mieszkają w kamienicy (2 niewielkie mieszkania, jedno stoi puste, bo jest do remontu) odziedziczonej po rodzicach i nie ujawniają się ze spadkiem, bo nie stać ich na podatek. Nie stać ich także na jakiś większy remont, więc nieruchomość stopniowo niszczeje. Gdyby się jej pozbyli, mogliby kupić jakieś mniejsze lokum uszyte na ich miarę, Nie mogą kamienicy sprzedać, by go zapłacić, bo najpierw musieliby go uiścić, a dopiero potem wystawić na sprzedaż. Takich sytuacji są tysiące. I dziwi mnie, że w tym cholernym katolickim kraju opodatkowuje się rodzinny majątek, na który pracowali dziadkowie, rodzice, ale już dzieci musza się z nim ukrywać. Na fortuny na całym świecie pracuje się pokoleniami, a u nas przez źle skonstruowane podatki, które zamiast motywować do określonych zachowań i stymulować procesy gospodarcze w określonym kierunku, zgodnym z polityką państwa, traktowane są jak dopust boży i powoli spychają co raz więcej ludzi do szarej strefy. Hm… źle rozumuję – a może taki jest właśnie kierunek tej polityki? ;-)