pozdrawiam wszystkich forumcajsów.Bardzo ciekawy temat i wiele interesujących argumentów. Jednak nikt jak dotąd nie zwrócił uwagi na argument, że niska inflacja działa jak smar w silniku samochodowym - ułatwia raczej niż utrudnia działanie mechanizmów rynkowych w liberalnej gospodarce.Dam prosty przykład:mamy produkt, który z jakichś względów słabo się sprzedaje. Producent podążając za inflacją będzie próbował stopniowo podnosić cenę swojego produktu. Przy czym cenę może podnieść powyżej inflacji - wtedy cena realnie wzrośnie, lub poniżej inflacji - wtedy chociaż produkt nominalnie będzie droższy to w wymiarze realnym stanieje. W obawie o utratę klientów może też ceny wcale nie podnosić. Może się wtedy okazać, że dzięki inflacji samoistnie odnajdzie cenę przy której wzrost popytu z nawiązką zrekompensuje mu niższy zysk jednostkowy.Przy braku inflacji istnieje duża bariera psychologiczna powstrzymująca nominalną obniżkę ceny. Obniżenie ceny na stałe, wzbudza podejrzenia klientów, kojarzy się z klapą interesu i wyprzedażą. Poza tym w środowisku branżowym przedsiębiorcę testującego niższe poziomy cenowe traktuje się jak "czarną owcę", która "psuje" rynek. Wierzcie mi - odczułem to na własnej skórze. Po trzecie teoria gier pokazuje też, że w małokonkurencyjnych branżach często nieopłacalne jest rozpętywanie wojen cenowych i bardziej opłacalne jest dogadywanie się konkurentów (vide operatorzy telefonii komórkowych lub producenci samochodów).Przy inflacji sposobem na obniżkę (realną) ceny jest powstrzymanie się od podwyżek. Konkurenci oglądają się jeden na drugiego nie chcąc być pierwszymi, którzy podniosą cenę. Działa to na korzyść konsumentów. Podobne rozumowanie można odnieść do nierównowagi na rynku pracy. Bezrobocie wyższe od naturalnego oznacza, że koszt pracy(z wszystkimi na niego narzutami) jest za wysoki, więc podaż miejsc pracy jest niższa od popytu na nią.Trudno jest obniżyć pracującemu już pracownikowi pensję w przypadku recesji w gospodarce. W ekonomii nazywamy to zjawisko sztywnością płac w dół. Dlatego ledwo ciągnąca firma raczej zwolni część pracowników (podnosząc poziom zagrożenia u pozostałych) niż zdecyduje się na proporcjonalną obniżkę pensji u wszystkich (spadnie morale całej załogi a najlepsi odejdą).Tymczasem w warunkach inflacji można gorszym pracownikom po prostu nie podnosić przez lata pensji (zamiast ich zwalniać) a lepszym w mniejszym lub większym stopniu rekompensować inflację podwyżkami.Wreszcie niska inflacja sprzyja inwestycjom. Dziwne, że nikt o tym nie wspomniał. Kto o zdrowych zmysłach w warunkach deflacji zdecyduje się na wybudowanie fabryki, wiedząc, że będzie musiał sprzedawać swoje produkty coraz taniej? A inwestycje jednych biorą się z oszczędności drugich. Ale nie tych skarpetowych tylko trzymanych w banku lub zainwestowanych na rynku kapitałowym. Kto wpłaci pieniądze do banku na 1/4% w stosunku rocznym, kto kupi
akcje przedsiębiorstw, których dochód systematycznie spada?Niska inflacja zmusza nas do oszczędzania w banku bo procent, nawet niski, zwykle przewyższa inflację i co najmniej chroni wartość pieniądza.Uff. Strasznie się rozpisałem. Była to wybuchowa mieszanka wiedzy, zdrowego rozsądku i doświadczeń życiowych. Dziękuję za cierpliwość i bardzo proszę o komentarze czy ma to wszystko jakiś sens.