Morgan Kelly, profesor ekonomii na uniwersytecie w Dublinie, tak ocenia wartość wszystkich „złych długów” w irlandzkiej gospodarce:
„Jeśli założymy, że większość z 20 mld euro pożyczonych budowlańcom nie wynurzy się do Dnia Sądu Ostatecznego, to razem z 20% 90 mld euro pożyczonymi deweloperom i 10% ze 120 mld w pożyczkach hipotecznych możemy juz mówić o nawet 50 mld euro”. Myślę, że te obliczenia są i tak zbyt optymistyczne, do którego to wniosku skłania mnie następujący fakt:
W 1990 r. Irlandczycy byli zadłużeni na 30 mld euro, w tej chwili na ponad 400 mld. Zredukowanie przez obecny rząd deficytu budżetowego z 14% do 10,75% nie uchroniło Irlandii przez obniżeniem jej wiarygodności kredytowej. W rezultacie tego Irlandia – będąc w tej samej strefie walutowej co Niemcy - musi teraz płacić 4,7% za pożyczenie euro, podczas gdy Niemcy 3,2%). 230 mld z tego długu to chybione inwestycje w rynek nieruchomości. Profesor Kelly mówi tylko o niespłacalnych pożyczkach – co jednak z resztą, która będzie (załóżmy) w stanie spłacić te pożyczki? Otóż prognozuje, że ceny nieruchomości muszą spaść jeszcze o połowę, by doszło do równowagi popytu i podaży - a to z prostego powodu, że wskaźnik przeciętnej ceny domu do przeciętnej rocznej ceny wynajmu wynosi - po tych wszystkich spadkach cen nieruchomości - 29, a nie widzę żadnego powodu, by miał wynosić więcej niż 12-14, czyli tyle, co w USA; tym bardziej, że w okresie boomu budowano w Irlandii 8 razy więcej domów na głowę niż w Wielkiej Brytanii, a w 2006 r. zbudowano tu więcej domów na głowę niż gdziekolwiek na świecie (irlandzka prowincja jest pełna całych osiedli wypełnionych domami, których nikt nie chce kupować - sam mieszkałem 4 lata temu na osiedlu w hrabstwie Carlow, na którym jaśniało przepychem kilkadziesiąt nowych domów, z czego, gdy wprowadziliśmy się do jednego z nich, tylko 3 były zamieszkałe i sytuacja ta nie zmieniła się zbytnio po kilku miesiącach - a było to jeszcze przed recesją!). W tej chwili w Irlandii stoi ponad 230 tys. pustych domów (wg Davy Stockbrokers), czyli 1 na 7, podczas gdy w mającej podobną kulturę Wielkiej Brytanii jest to 1 na 31 domów).
Tak więc całe te inwestycje mogą być za parę lat niewarte funta kłaków, bo prawie cały irlandzki system bankowy to, że tak powiem, zakład postawiony na to, że ceny nieruchomości nie będą spadać.
Jest jeszcze inna ciekawa rzecz – zeszłotygodniowy casus Karoliny McCann, alkoholiczki, która pożyczyła od lokalnej spółdzielni 18 063 euro. Pani Karolina systematycznie paliła listy domagające się spłacania przez nią 82 euro tygodniowo. Kiedy Monaghan Credit Union wytoczyło jej sprawę sądową, dostarczony przez państwo adwokat przekonał Wysoki Sad, że uwięzienie jej byłoby złamaniem jej konstytucyjnych praw (mimo że przewiduje to irlandzkie prawo z 1940 r. i na jego podstawie w zeszłym roku posłano do więzienia za długi 276 osób). Cała ta sprawa kosztowała irlandzkiego podatnika 500 tys. euro (jak do tej pory, bo w wkrótce zostanie orzeczone, czy pani Karolina ma prawo do uzyskania odszkodowania za „traumę emocjonalną”) i w jej rezultacie sędzia Luffoy otworzył swym 90-stronicowym oświadczeniem furtkę do składania pozwów o odszkodowania ze strony wszystkich siedzących w wiezieniu dłużników, których prawnicy mogą teraz argumentować, że ich uwięzienie było nielegalne.
Co stanie się, jeśli przypadkiem pani McCann zainspiruje się następne kilkaset tysięcy osób?
Co będzie, jeśli przyszły rząd Fine Gael, Partii Pracy i być może Sinn Fein (jak na razie Fine Gael zwolniła ze stanowiska swojego dyrektora wyborczego, Franka Flannery’ego, który ośmielił się zasugerować współpracę z Sinn Fein przyszłej koalicji Fine Gael i Partii Pracy, ale po cichu Fine Gael już zawiązała dwie lokalne koalicje z Sinn Fein) zdobędzie się na szalony krok i znacjonalizuje banki?
Nikt już wtedy chyba nie biedzie pożyczał Irlandii żadnych pieniędzy poza Międzynarodowym Funduszem Walutowym, który wtedy będzie chciał mieć wpływ na politykę tego kraju. Ponieważ Irlandczycy są wyjątkowo czuli na punkcie suwerenności swojego kraju, mogą wtedy zdecydować się na szantaż wobec Europejskiego Banku Centralnego, a w razie jego niepowodzenia, na wyjście Irlandii ze strefy euro, ponieważ gdy wzrosną podatki, które zostaną przeznaczone na nacjonalizację banków, będzie to miało taki sam efekt, jak zaproszenie złodziejów do domów w celu poprawy sytuacji rodziny po utracie pracy. Spadną też płace, ponieważ wzrośnie podaż siły roboczej. W tej sytuacji jedynym sposobem na utratę płynności będzie pozwolenie na spadek ceny do poziomu równowagi, a przy obecnej utracie płynności jedynym sposobem na przyspieszenie tego procesu może się okazać dewaluacja (przy jednoczesnym zwiększeniu wstrzemięźliwości w wydatkach publicznych) podobna do tej, jaka miała miejsce w roku 1992, po której nastąpił boom. To oczywiście nie jest możliwe w sytuacji, gdy cześć polityki monetarnej Irlandii jest prowadz