Niemcy nie mogą pozwolić sobie na rezygnację z energii atomowej w dającym się przewidzieć czasie - ocenił w środę dyrektor Niemieckiej Konferencji Izb Przemysłowych i Handlowych (DIHK) Martin Wansleben.
Odniósł się w ten sposób do postulatów przyspieszenia procesu odchodzenia od energii jądrowej w związku z ujawnieniem w miniony weekend awarii w elektrowni Kruemmel niedaleko Hamburga.
Nie mamy w ogóle żadnej alternatywy wobec pozostania przy energii atomowej. Iluzją jest wiara, że możemy z niej zrezygnować - powiedział Wansleben, cytowany przez agencję dpa.
Jak dodał, w przeciwnym razie pojawią się problemy z zaspokojeniem około 40 procent zapotrzebowania na energię elektryczną.
Według obecnych planów Niemcy mają stopniowo wyłączyć wszystkie reaktory do 2021 roku. Chadecja CDU/CSU, która - według sondaży - wygra wrześniowe wybory parlamentarne domaga się wydłużenia tego terminu.
W związku z awarią reaktora Kruemmel chadekom będzie trudniej przekonać wyborców do swych argumentów.
We wtorek operator elektrowni szwedzki koncern Vattenfall przyznał, że zwarcie, które spowodowało zatrzymanie reaktora, było konsekwencją wewnętrznych zaniedbań.
Wbrew wcześniejszym uzgodnieniom nie zainstalowano miernika, który pozwoliłby na wcześniejsze wykrycie problemów z transformatorem. Do podobnej awarii doszło też w 2007 roku.
Politycy partii Zielonych oraz Lewicy zażądali wyłączenia wadliwego reaktora, a niemieckie kontrowersje wokół energii atomowej stały się tematem kampanii przed wyborami parlamentarnymi zaplanowanymi na 27 września.
Należy wyłączyć ten reaktor - oświadczył socjaldemokratyczny minister środowiska Sigmar Gabriel w telewizji ARD. Jego zdaniem awarie są codziennym stanem w niemieckich elektrowniach atomowych, dlatego opowiedział się za przyśpieszeniem procesu odchodzenia od energii jądrowej i zaostrzeniem ustawy w tej sprawie.
Przede wszystkim osiem najstarszych z 17 czynnych reaktorów należy zatrzymać szybciej - uważa Gabriel.
Z kolei rzecznik kanclerz Angeli Merkel (CDU) oświadczył, że pomimo awarii w Kruemmel uważa ona energię jądrową za zasadniczo bezpieczną.
"Elektrownie jądrowe w Niemczech pracują na najwyższym międzynarodowym poziomie" - oświadczył z kolei przewodniczący zarządu koncernu RWE Juergen Grossmann w rozmowie z środową gazetą "Bild".
Dodał, że dotyczy to również elektrowni starszego typu, które na tle innych krajów są jeszcze całkiem "młode"; w niektórych innych państwach działają reaktory dwukrotnie starsze niż niemieckie.
Jednak według dziennika "Berliner Zeitung" rząd federalny przyznał już w 2006 i 2007 roku, że starsze elektrownie atomowe nie spełniają wszystkich standardów bezpieczeństwa.
Reaktory wodne wrzące oraz wodne ciśnieniowe trzeciej albo czwartej generacji mają zasadniczo lepsze właściwości w zakresie bezpieczeństwa - cytuje w środę gazeta odpowiedź rządu na interpelację Zielonych.
W 2002 roku współtworzony przez SPD i Zielonych rząd Gerharda Schroedera przyjął plan zakładający stopniową rezygnację z energii atomowej przez Niemcy do 2021 roku. Założenia te potwierdzono w 2005 roku w umowie koalicyjnej CDU/CSU i SPD.
Formalnie w Niemczech ma pracować jeszcze 17 elektrowni atomowych. W praktyce jednak kilka z nich wyłączono z sieci m.in. z powodu awarii. Najwięcej elektrowni jądrowych znajduje się w Bawarii - pięć, w Badenii-Wirtembergii jest ich cztery, po trzy mają Szlezwik-Holsztyn i Dolna Saksonia, a Hesja - dwie.
====================
Miejmy nadzieję, że CDU wygra a lewaki odniosą klęskę. Wybory powinny być jawne a głosujący za zielonymi psami powinni być odłączani od prądu, wody, gazu i internetu oraz powinni tracić prawa jazdy. Głupotę trzeba tępić. PRzez tego szredera to w Niemczech padła gospodarka, chwasta powinien ktoś wyrwać.