Forum Polityka, aktualnościKraj

Gruzińska misja Michnika

Gruzińska misja Michnika

Money.pl / 2007-11-28 17:23
Komentarze do wiadomości: Gruzińska misja Michnika.
Wyświetlaj:
inietylko! / 83.24.214.* / 2007-11-28 22:23
aż się chce splunąć w tą fałszywą, parchatą facjatę!
piskorze / 2007-11-28 22:26
no to wal śmiało, nie żałuj sobie, nie zapomnij tylko wytrzeć poźniej monitor
taka prawda / 83.143.40.* / 2007-11-28 20:20
Delegować tę różową lewacką szuję do przywrócenia wolności słowa w Gruzji - to tak, jakby delegować Rudolfa Hössa do obrony praw człowieka...
taka prawda / 83.143.40.* / 2007-11-28 20:14
niech spier...la i po drodze niech odwiedzi też Białoruś. I niech z niej nie wraca. Tam będzie się czuł jak ryba w wodzie. Ten "pseudo-stróż wolności słowa"...
Normalny / 80.51.231.* / 2007-11-28 18:00
Gruzini uwazani sa za nielicznych, ktorzy sa w stanie oszukac wariograf. Michnik pasuje wiec do tla jak ulal.
Normalny / 80.51.231.* / 2007-11-28 18:02
Jak mawiają Amerykanie - It's nothing personal, man. To nie jest sprawa osobista. Michnik nie
sprawuje już rządu dusz, trudno powiedzieć, czy jeszcze kieruje bodaj swoją własną gazetą (w chwili
gdy piszę te słowa, od wielu miesięcy wydaje się, że nikt nią w ogóle nie kieruje) - ale jad, który
wsączył w polskie umysły, wciąż je zatruwa. Fałsze, które upowszechniała jego propaganda, wciąż
pokutują w publicznych sporach, a absurdy, które podniósł do roli aksjomatów, wciąż dla wielu pełnią
rolę drogowskazów. Nie wolno milcząco przejść nad nimi do porządku dziennego, i bez wchodzenia w
polemikę, bez refleksji głosić rzeczy diametralnie sprzecznych. Choć polska ociężała umysłowo
inteligencja właśnie tak najbardziej lubi - gotowa równie gorąco przyklaskiwać i temu, co mówi, że
czarne, i temu, co dowodzi, że białe, byle owej sprzeczności nie eksponować, byle było słodko, miło,
przyjemnie i bezkonfliktowo.

Tak, Adam Michnik poniósł klęskę. Praktycznie na wszystkich możliwych polach. Po pierwsze, jako
polityczny demiurg - bo partie, którym kibicował, zostały przez Polaków wysłane na grzybki, a
liderzy, których kreował, musieli odejść, nierzadko z wściekłością, że - jak publicznie pożalił się
przy mnie jeden z nich - ludzie na każdym spotkaniu każą mu się tłumaczyć z bruderszaftów Michnika i
w ogóle postrzegają jego partię jako przybudówkę do "Gazety Wyborczej". Po drugie, jako orędownik
wizji postępowej, socjaldemokratycznej przemiany peerelu w kraj przypominający Francję a nie
Irlandię, nie wspominając już o USA - bo Polska poszła ostatecznie w innym niż jej wskazywał
kierunku, a jego propagandowe natarcie na "endecki ciemnogród", zamiast znieść narodową prawicę z
powierzchni ziemi, raczej jej pomogło.

Poniósł też klęski bardziej dotkliwe. Jako autorytet moralny - bo człowiek postrzegany powszechnie
jako niepokorny, więzień polityczny i odważny dysydent, z własnego wyboru stał się lokajem. Obrońcą
nieuczciwie zdobytych przywilejów, dworskim pochlebcą nowych elit władzy, ślepym na gangsterskie
rodowody swych nowych przyjaciół, za to z pałkarską gorliwością rozprawiającym się z wyrazicielami
powszechnego rozczarowania; z rzecznikami krzywd tych właśnie ludzi, których dawny bunt przeciw
niesprawiedliwości wyniósł go do rangi kumpla ministrów i prezydentów. Stał się, mówiąc krócej,
chodzącym potwierdzeniem gorzkiej mądrości, iż nie ma bardziej zajadłych reakcjonistów, niż byli
rewolucjoniści, którym wreszcie udało się posmakować władzy.

Wreszcie - poniósł klęskę jako intelektualista. I osobiście sądzę, że to może być dla niego
najbardziej bolesne.

To jest przykre nawet dla kogoś, kto, tak jak ja, nigdy nie pałał do Michnika sympatią.

Popatrzcie: książki redaktora naczelnego wciąż największej i najbardziej opiniotwórczej polskiej
gazety, człowieka, którego nazwisko przywoływane jest w mediach nieustannie, mającego na skinienie
dziesiątki klakierów gotowych w każdej chwili wysmarować dowolnych rozmiarów panegiryk, cieszącego
się taką sympatią wpływowych mediów, że każdy z tych panegiryków natychmiast zostanie wydrukowany w
ogromnym nakładzie, odczytany w radiu i telewizji - książki kogoś tak sławnego i chwalonego od kilku
lat ukazują się z adnotacją "zrealizowano ze środków Ministerstwa Kultury"! Cała ta gigantyczna
maszyna promocyjna, jaką ma Michnik do dyspozycji, nie jest w stanie zachęcić do kupna jego dzieł
grupy ludzi na tyle licznej, aby ich sprzedaż była opłacalna choćby na minimalnym poziomie.
Przeciwnicy Michnika, których rzeszy dorobił się równie licznej, jak zwolenników, nie kupują jego
książek ze względów oczywistych. Ale zwolennicy? Oni również ani myślą. Owszem, ze szczerym ogniem
odprawią rytualne pokłony i potwierdzą, że Michnik jest wielkim mędrcem, ale sami na wczytywanie się
w jego mądrości nie mają najmniejszej ochoty. Nie potrzebują w najmniejszym stopniu wgłębiać się w
jego rozwlekłe wywody o jakobinach czy "polskim piekle". Po co? Przecież i bez tego wiedzą, że są
one arcymądre i wspaniałe.

Nie mogło być inaczej. Takimi metodami, po które Michnik sięgnął, metodami zakrzykiwania i
zamilczania, etycznego szantażu, moralnego terroru, arbitralnego wyrokowania, co podłe, a co
szlachetne, wykluczającego wszelkie wątpliwości, wszelką dyskusję - nie można sobie wychować
zwolenników innych, niż bezmyślni potakiwacze. To oczywisty skutek pójścia na skróty, postawienia na
argument siły, zamiast na siłę argumentów.

A przecież nie jest to jeszcze najgorsze. Najgorsza, tak sądzę, musi być dla niego świadomość - choć
nie wiem, czy już ją posiadł - iż klęskę tę zadał sobie sam. Rys autentycznego tragizmu Michnikowi
nadaje fakt, że Michnika-intelektualistę zabił nikt inny, tylko Michnik - polityk. Jest coś
odrażająco fascynującego, gdy wczytując się w publicystykę Michnika z ostatnich kilku dziesięcioleci
(a tę lekcję przerobiłem, i jest ona jednym z istotnych powodów powstania niniejszej książki),
obserwujemy, jak staje się ona coraz płytsza, jak potrzeba doraźnego przykopania nakłada kaganiec
myślom, jak intelektualista sam się ochoczo kastruje, by osiągnąć maksymalną ostrość zderzenia
czerni i bieli. Jak finezja ustępuje miejsca łopatologii, a analiza zanika na rzecz żonglerki
faktami, osobami i cytatami, choćby najbardziej karkołomnej, byle tylko pozwalała każdego pisarza,
każdą postać historyczną i każdy autorytet zaprząc do bieżących kampanii prowadzonych akurat przez
Michnika-polityka.

Znowu - nie byłby ten upadek tak głęboki, gdyby nie otoczenie się klaką, zawsze zachwyconą, zawsze
sypiącą komplementami, usłużną. Gotową przyjąć wiwatami każdy pomysł szefa, nawet najbardziej
bezsensowny i szkodliwy dla niego samego.

Wielcy myśliciele nie pozostawiają po sobie klakierów. Pozostawiają uczniów, całe intelektualne
szkoły. Jeśli ktoś twierdzi, że mam w Michniku cenić myśliciela - proszę, niech mi pokaże, gdzie owi
uczniowie Michnika, i na czym polega jego szkoła. Ja, mimo wysiłków, niczego podobnego zauważyć nie
mogę. Zamiast spójnej myśli, Michnik, jako autor esejów i książek, pozostawia po sobie tylko
pokrętny styl - styl wyróżniający się wielką zręcznością w gmatwaniu spraw prostych, w błyskotliwym
prowadzeniu Czytelnika do wniosków całkowicie nielogicznych i stwarzaniu wrażenia, że wnioski te
zostały w trakcie wywodu udowodnione - wrażenia, któremu ulec może tylko ten, który na wstępie
lektury odżegna się od krytycyzmu i, jak to się dzieje podczas czytania beletrystyki, "zawiesi swą
niewiarę".

Adam Michnik poniósł klęskę, to już dziś oczywiste - ale czy to znaczy, że można udać, iż go nigdy
nie było? Że wszystkie tezy, które wygłosił, wszystkie działania, które zainspirował, nie miały
miejsca? Przecież ten człowiek zmarnował nam piętnaście lat niepodległości! Współkształtował to
kulawe państwo, z którego dziś, gdy piszę te słowa, dziesiątki tysięcy młodych, pracowitych,
przedsiębiorczych i nierzadko dobrze wykształconych obywateli wieją na potęgę drzwiami i oknami, do
Anglii, do Irlandii, gdziekolwiek, byle dalej, w poszukiwaniu normalnego życia. A zarazem - sam
został przez nie ukształtowany. Bo - i to dla mnie jedna z istotniejszych tez tej książki - mimo
całej swej politycznej zręczności, Michnik nie stałby się tym, kim się stał, gdyby nie trafił w
oczekiwanie na kogoś właśnie takiego. Oczekiwanie, którego możemy i powinniśmy się dziś wstydzić,
ale które po roku 1989 było może najważniejszym, a zupełnie do dziś nieopisanym zjawiskiem
społecznym.

Adam Michnik zasługuje na sprawiedliwość. Trzeba mu tę sprawiedliwość - jedni powiedzą "wymierzyć",
a inni "oddać". Ale w każdym razie trzeba się na nią zdobyć. Trzeba wreszcie przynajmniej spróbować.
FasciNation / 80.50.34.* / 2007-11-28 17:42
SKANDAL!!!
T czerwone bydło mediatorem???!!!
Gal# / 213.158.197.* / 2007-11-28 17:23
Jak ten arcyłgarz i manipulator będzie uczył Gruzinów co to jest wolność słowa nic dobrego z tego nie wyniknie.
KAP / 2007-11-28 17:30 / Tysiącznik na forum
masz racje, powinien tam jechac redaktor "Gazety Polskiej". Z pewnoscia pomoglby ---:::)
arch / 2007-11-28 18:17 / Tysiącznik na forum
Tawariszcz paczitaj artykuł Michnika „Polowanie na czarownice w Polsce," ( „The Polish Witch-Hunt,") w „New York Review of Books," z 28 06 2007.
Michnik ubolewa w artykule, że nie wszyscy Polacy zapomnieli o uwłaszczaniu nomenklatury, o nadużyciach prywatyzacji i zbrodniach komunizmu. Ukrywa on. że w takich zbrodniach brała udział jego najbliższa rodzina, rodzice i brat, odpowiedzialny za egzekucje wielu oficerów polski, pośmiertnie rehabilitowanych, a dziś człowiek bezkarnie prosperujący w Szwecji.

Najnowsze wpisy