melanoma
/ 77.253.53.* / 2010-07-21 14:57
To raczej gadżet dla dojrzałych panów z brzuchami, których podboje miłosne już nie kręcą a zawody w piciu wódy odradził dawno temu lekarz. Pozostaje robienie wokół siebie hałasu błyszczącym motorem 'dla twardziela' lubiącego czuć wibracje, które to w jakimkolwiek innym jednośladzie byłyby zwyczajnie objawem grubego błędu konstrukcyjnego.
Kto chce mieć fajnego widlaka, ale nie koniecznie w stylu czoper albo kruzer, kupi sobie włoskie prześliczne Ducati. Atrakcyjność modeli Monster, Multistrada czy Hypermotard wskazuje, że dla ich użytkowników liczy się nie tyle lans na bulwarze czy przed ogródkiem piwnym, ale głównie frajda z samej jazdy. Wszak śmiganie na dwóch kółkach to najprzyjemniejsza z rzeczy, nie wymagających zdejmowania ubrania!
H-D ma niestety ubożuchną ofertę produktową, ponieważ w imię pielęgnowania tzw. legendy zatrzymał się przy konstrukcjach sprzed sześćdziesięciu lat. Brakuje lekkich, zwrotnych i prostych konstrukcji dla początkujących. Brakuje wysoko zawieszonych modeli, którymi można szybko mknąć po asfalcie, ale i swobodnie wjechać na polną drogę. Marzeniem ściętej głowy są Harleye typu ścigacz, enduro, supermoto, cafe racer (Buell - łabędzi śpiew Harleya) czy wygodna turystyczna szlifiera typu Yamaha FJR 1300. A przecież dokonania innych producentów wskazują, że można wszystkie te segmenty zdobywać nie rezygnując z silnika widlastego, który stanowi o legendarnym brzmieniu H-D.
Obawiam się, że bez niezbędnego w tej branży zróżnicowania asortymentu, Harley-Davidson umrze wraz ze swoimi ostatnimi wyznawcami. Rzeczony scenariusz nie musi być wcale tragiczny, bo taka śmierć uczyni legendę niemal sakralną a na bazie fabryk H-D może powstać coś nowego, co odwołując się do tradycji, będzie budować nowoczesne motocykle. Dla starych i dla młodych.