2,5 roku temu brałam kredyt hipoteczny w GE Money Banku. Przy okazji dostałam kartę kredytową. Podpisując umowę usłyszałam, że 'dopóki jej nie aktywuję to do niczego mnie to nie zobowiązuje'. Oczywiście nie aktywowałam jej. Przez rok był spokój - po roku dostałam pocztą kolejną kartę i zaczeły przychodzić rachunki. Ostatni - z opłatą roczną za drugi rok użytkowania karty. :-/ Zadzwoniłam na infolinię dowiedzieć się o co chodzi (10 minut przebijania się przez user-friendly automat - jeszcze mi się ręce trzęsą), żeby w końcu miły pan powiedział mi, że oczywiście skoro nie korzystałam z karty to opłata zostaje anulowana.... I tylko tak się zastanawiam, po co to wszystko? Gdybym nie dostała tej drugiej karty i rachunku i nie traciła nerwów na wyjaśnianie tego, to byłabym nadal zadowoloną klientką banku, polecającą go innym znajomym. Za dwa lata, biorąc kolejny kredyt wzięłabym go na pewno w tym samym banku - skoro jestem zadowolona z usług to tak będzie najprościej. W obecnej sytuacji czuję się jakby bank chciał mnie wykorzystać i oszukać.Zniknęło poczucie bezpieczeństwa i zaufania :-) Biorąc kolejny kredyt na pewno poszukam go w innym banku, przy okazji przenosząc obecny z GE. No i niby wiem, że pojedynczy klient nie robi dla banku różnicy, ale mimo wszystko... potencjalne 700tys kredytu hipotecznego na pewno przyniosło by mu więcej zysku niż 35zł opłaty za kartę (nawet obecne 150tys. przynosi więcej) .Więc po co tak zrażać do siebie ludzi?