bbking
/ 85.219.137.* / 2006-03-02 23:52
Dopóki nie stałem się właścicielem butiku w jednym z wrocławskich hipermarketów byłem za niedzielnym handlowaniem. Po dwóch latach jestem zdecydowanie przeciwny. Bardzo duża część klientów przychodzi do marketu w niedzielę właśnie i traktuje pracujących tam ludzi jak worek treningowy albo odstresawiacz. Drodzy zwolennicy otwartych super- i hipermarketów, przeanalizujcie krytycznie swoje niedzielne zachowania w tych placówkach, przeanalizujcie każdy gest i każde słowo skierowane do pracujących tam ludzi... nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo potraficie dopiec w tym świętym dniu.
Tyle o zapomnianych terminach godności ludzkiej. Teraz o miejscach pracy na przykładzie Wrocławia: 5 potężnych centrów handlowych (tyle policzyłem szybko, mogłem któreś przeoczyć), 5 parkingów z ok. 500 aut przez 7 z 10 godzin otwarcia ... zakładając że średni czas stania jednego auta pod kolejnymi marketami wynosi 3,5h otrzymujemy, że przewija się co niedzielę 7000 aut, średnio na auto wypadnie 2 osoby (część samotnych, część par ale i dużo rodzin 3,4-o osobowych), z tego ostroznego rachunku wychodzi, że 14000 ludzi przewija się w niedziele przez te molochy. W przypadku zamknięcia owych centrów można zasilić 14 imprez kulturalnych dużego formatu, co niedzielę. Coś mi się wydaje, że rąk do pracy by zabrakło... Ktoś powie, że praca przy imprezie w niedzielę to też praca w dzień święty ale niech zważy na fakt, że ci ludzie mogą mieć z kolei wolny poniedziałek i wtorek a pracownicy marketów pracuja rytmem ciągłym...