Nie sądzę aby na sprawę
VAT-u na pieluchy, tosty czy też ubrania dziecięce należało patrzyć przez pryzmat logiki urzędników bądź jej braku. Jest nic więcej tylko objaw wiekszej bądź mniejszej skuteczności takiego czy innego lobby próbującego na gruncie podatkowym wspierać sprzedaż takiego czy innego produktu. Idąc dalej tworzeniu takich grup nacisku patronują sami politycy, którzy najpierw wysoko opodatkowują wszystko, co się rusza chcąc zaspokoić swój apetyt na władzę i pieniądze podatników, a potem wykazują się "wrażliwością" robiąc tu i ówdzie wyjatki i odpuszczając niektóre podatki. Zatem działania samych polityków tworzą warunki do prób wspierania sprzedaży niektórych produktów poprzez obniżenie podatków, którymi są obłożone. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z grą rynkową mało tego zamazuje rzeczywistość i powoduje, że całe gałęzie gospodarki tkwią w jakimś surrealizmie. Weźmy żywność towar co prawda nie z tej samej półki co pieluchy ale świetnie oddający skutki deformowania rynku przez polityków. Czy ktokolwiek wkładając powiedzmy kawałek mięsa do koszyka w hipermarkecie zastanawiał się ile tak na prawdę zań płaci ? Pewnie nie. Ja też się na co dzień nie zastanawiam czy cena kilograma schabu jest jego rzeczywistą ceną. Gdy przyjrzeć sie bliżej cenom żywności okazuje się, że ingerencja państwa w ich wysokość jest bodaj równa jesli nie większa od ingerencji rynku. Zaczynając od końca żywność nieprzetworzona kozysta z mocno obniżonego
VAT-u, idąc dalej do produkcji niektórych produktów żywnościowych dopłacamy z naszych podatków tak zwane dopłaty wynikające z CAP. Wreszcie dopłacamy z naszych podatków do subwencji do zakupów maszyn rolniczych używanych przez producentów tejże żywności. Czy zatem wspomniany kilogram schabu rzeczywiście kosztuje mnie tyle ile jest napisane na metce w sklepie ? Nie podejmuję się odpowiedzi na to pytanie. Pewne jest jedno skala obciążenia naszej pracy podatkami jest już tak surrealistyczna, że politycy muszą używać przedziwnych zabiegów żeby to przed nami ukryć, a co sprytniejsze grupy nacisku korzystają z tego czyniąc swoje produkty pozornie tańszymi. Czasem myślę, że problemy nie tylko Polski ale całej UE w konkurencji z krajami azjatyckimi wynikają z tego, że prawa wolnego rynku na Starym Kontynencie już od dawna są nazwyklejszą fikcją, tak wielką, że często na pytanie ile co kosztuje możemy jedynie odpowiedzieć, że nie wiemy ale na pewno jest to za wysoka cena. Na koniec wypada tylko dodać, że taka sytuacja nie wzięła się z nikąd, a stąd, że my będąc nieodpowiedzialnymi ludźmi pozwalamy bez umiaru politykom kupować naszą przychylność za nasze pieniądze.