szprotek nieteges
/ 83.8.110.* / 2009-06-15 02:21
drukowanie pieniędzy => spadek wartości pieniądza względem towarów => wzrost wartości towarów względem pieniądza => jedyna możliwa forma walki z widmem deflacji krążącym nad światem...
To prawda, że sytuacja optymalną dla opartej na pieniądzu papierowym gospodarki w stanie równowagi jest stan niskiej, kontrolowanej inflacji. Ale czy gospodarka światowa w ciągu ostatnich lat nastu była w stanie równowagi? Według chyba wszystkich dających się do pomyślenia metryk był to okres jednego z największych odchyleń od stanu równowagi w znanej, dającej się mierzyć historii. Skutkiem tych odchyleń było m.in. napompowanie cen niemal wszystkich klas aktywów inwestycyjnych. Innym skutkiem była rosnąca ilość chybionych inwestycji, których większość nie doszłaby w ogóle do skutku gdyby nie rekordowa nadpodaż taniego pieniądza kredytowego.
W takiej sytuacji lęk przed deflacją, podobnie jak lęk przed recesją wydaje mi sie podobny do lęku przed wyrwaniem martwego zęba. Deflacja jest potrzebna by sprowadzić do realnych poziomów wyceny aktywów, a recesja i związana z nia fala bankructw by wyczyścić gospodarkę ze starych nieudanych inwestycji i zrobić miejsce dla nowych - dla nowego cyklu gospodarczego. Pewnie, że nie jest to przyjemny proces, że boli i że wyborcy tego nie lubią. Ale jest to naturalna konsekwencja kredytowej rozpusty. Jest czas karnawału i czas postu...
W gospodarce opartej na systemie rezerw cząstkowych recesja jest właściwie matematyczną koniecznością, można ją opóźnić grając tak jak ten hazardzista w kasynie, który po każdej przegranej podwajał stawkę (w tym wypadku "podwajając" podaż pieniądza) , ale tylko za cenę większego bólu gdy kasyno wreszcie odmówi przyjęcia kolejnego zakładu.
powstawanie i pękanie baniek spekulacyjnych na niemal wszystkich klasach aktywów.
W takiej sytuacji strach przed deflacją przypomina mi lęk przed wyrwaniem gnijącego zęba, czy amputacją kończyny w którą wdała się gangrena.