mdk75
/ 80.53.35.* / 2006-06-27 09:27
Aha, taka jeszcze myśl co do spiskowej teorii dziejów... nasza kochana administracja nie jest na tyle rozwinięta intelektualnie, by tworzyć jakieś tajne ukryte mechanizmy i wskazywać cele strategiczne. Raczej jest to polityka szarpanych krótkowzrocznych decyzji uznaniowych w relacji do pogody, samopoczucia czy okresu sekretarki. Przychylam się raczej do wersji, że to banki coś kombinują. A one wcale nie patrzą na własne ryzyko, bo ono jest niemal zawsze zbliżone do "0". Wynika z samej definicji banku i kredytu (aby to zdanie zrozumieć, nie czytajcie książek pt. zarządzanie ryzykiem kursowym w banku, tylko czytajcie książki w stylu Wahadło Foucaulta). Natomiast na wyższych stopach można więcej zarabiać w mniej lub bardziej ukryte sposoby - od zarobków ma się premie dla managementu (ile mamy w Polsce banków o jednoznacznie zdefiniowanym właścicielu, a ile jest zarządzanych przez mniej lub bardziej kolegialne ciała w postaci rad nadzorczych reprezentujących kolejne firmy, będące własnością kolejnych firm itd. itd.). Ja to nazywam menadżerską strukturą własności. I w menadżerach widzę winnych tego typu działań i nacisków. No więc przyznajcie się, ilu z was jest menadżerami w banku i z jednej strony krzyczy, że coś nam zabraniają, a zarazem cieszy się, jak zysk netto na koniec rośnie, a razem z nim premie? Ja mogę rzucać kamieniem, bo za to nie odpowiadam, i nigdy nie splamiłem się robotą dla takiej własnosti menadżerskojej.