acomitam
/ 83.25.138.* / 2008-05-09 06:55
Tylko rynek, a więc klienci, może odpowiedzieć na pytania: ile jest potrzebnych stacji kolejowych, ramp przeładunkowych, wagonów i lokomotyw, gdzie te stacje i rampy mają być umiejscowione, żeby mogły funkcjonować ekonomicznie itd. Prywatyzacja państwowych kolei oznacza, że nowy właściciel otrzymuje infrastrukturę często nieodpowiadającą rzeczywistym zapotrzebowaniom i musi zrobić z tego syfu dobrze funkcjonujące przedsiębiorstwo. Jest trudne, wymaga czasu i ogromnych nakładów. Dostosowanie usług kolejowych do potrzeb rynku będzie pewnie wymagało zamknięcia nierentownych odcinków, zlikwidowania niepotrzebnych dworców, dostosowania taboru do potrzeb itd. Weźmy przykład naszego kraju. Jeśli nasza kolej zostałaby sprywatyzowana, co nowy właściel mógłby zrobić ze stacją we Włoszczowej? Chyba tylko zaorać. Ale w mediach byłoby, że nowy właściciel zaniedbuje biznes i doprowadza do likwidacji pięknych nowoczesnych obiektów kolejowych, w które zainwestowano niemałe kwoty. Urzędnicy nie są w stanie skutecznie zarządzać żadnym przedsiębiorstwem!!! Znów w Nowej Zelandii będą dopłacać do kolejowego interesu (i to w miarę upływu czasu coraz więcej), znów będą mieć przerosty zatrudnienia, związki zawodowe i cały ten socjalistyczny syf. Ale to ich problem.