Oszolomowaty
/ 80.212.130.* / 2012-01-31 14:12
Świetny premier, no cudowny! Tutaj cos spoza POmatrixa jaki takie profesory socjologi tworzą:
"...Karą boską za mój ateizm, agnostycyzm, czy jak tam to powątpiewanie w obecność Boga nazwać, a wyjaśnię, że nie wierzę w bogów stworzonych przez ludzi, są rozmaitego rodzaju sygnały, które płyną Bóg wie skąd. Wytłumaczyć sygnałów nie potrafię i pocieszam się, że nikt nie potrafi, niemniej bywają takie przypadki, że chce się paść na kolana i przepraszać wszystkich bogów po kolei. Zjawiska nadprzyrodzone, niebywałe zbiegi okoliczności, orientalnie nazywa się to karma, filozoficznie determinizm, a religijnie przeznaczenie. Każda z tych okoliczności po kolei staje mi przed oczami gdy się biorę za pisanie niniejszego tekstu. Spróbuję opisać dwie wizyty w Brukseli, tę dobrze znaną pod postacią konfliktu o krzesło i tę obecną. Z jednej strony zadanie mam ułatwione, bo wizyta Tuska z dnia 30 stycznia 2012 roku do historii nie przejdzie. Tusk niczym Jurand postał w przedpokoju delikatnie popukał do drzwi i chociaż za drzwiami impreza z kawiorem, do Tuska wyszedł umyślny i przyniósł trochę resztek ze stołu. Za rok Donald będzie mógł przyjść po drugą torebkę i być może dostanie zydelek, żeby spodni na kolanach sobie nie przetarł. W korytarzu spotkał Donalda inny karierowicz, też Nikodem tyle, że z Belgii. Coś tam jeden drugiemu na pocieszenie powiedział, ten pierwszy pokiwał, drugi przytaknął i wyszło im, że Belgia będzie jeszcze wielkim królestwem, a Polska weszła do strefy euro, zgodnie z obietnicą. Więcej z wizyty ubogiego krewniaka Europy, nikt nic nie wydusi i nie zapamięta, zresztą i tego już jutro, najdalej pojutrze, nikt nie będzie pamiętał.
O wizycie sprzed kilku lat, wypada powiedzieć znacznie więcej, bo ta wizyta jest historycznie mistyczna, chociaż nie w takim znaczeniu jakby rozsądny Polak sobie tego życzył. Cała magia niegdysiejszej wizyty, całe proroctwo i rozpaczliwe sygnały jakie zostały wysłane Tuskowi, że idzie złą drogą, w dodatku na kolanach, dziś ożyły z nadprzyrodzoną mocą. Nie wiem jak inni, ale ja pamiętam doskonale tamtą wizytę, również dlatego, że byłem jednym z idiotów, którzy uważali, że dzieją się rzeczy zabawne i oczywiście „wstyd dla Polski”. Pamiętam również dlatego, że do dziś widzę te żenujące sceny, w zasadzie po obu stronach, ale nie mam wątpliwości kto tu kogo usiłował ośmieszyć i komu na czym zależało, a kto mimo okoliczności nie miał wyjścia i musiał się zachować odpowiedzialnie. Tusk zaprzągł media do tragikomedii po tytułem zabierzmy Kaczorowi samolot, za tym spektaklem poszły tłumu idiotów i piały z zachwytu, taka fajna była zabawa. Lech Kaczyński, wziął udział w tej dziecinnej przepychance, być może miał ambicjonalne i czystko ludzkie powody, w końcu nikt nie lubi być robiony w przysłowiowego balona, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że postąpił tak z jeszcze jednego powodu. Tym powodem było ze wszech miar słuszne przekonanie, że Tusk dla fotki i przyszłej fuchy sprzeda wszystko, co do niego nigdy nie należało. Gdyby tylko mógł, Tusk wciągnąłby Polskę do strefy euro metodą grecką, czyli przy pomocy Goldman Sachs i innych J.P. Morgan. Na szczęście dla nas było już za późno, Merkel i Sarkozy mieli pełną wiedzę, co za chwilę się stanie i nie potrzebowali kolejnych garbów na plecy.
Lech Kaczyński patrzył Tuskowi na ręce i udało mu się powstrzymać wrażenie, że Polska jest do pełnej dyspozycji. Dokonał tego, pomimo smarkatych wysiłków Donalda, Ostachowicza i Arabskiego. Nie dbał przy tym co powie Sarkozy, Merkel i lokalne media na rozmaitych koncesjach. Doszedłem do miejsca, które jest idealne dla oddania pełnej mistyki. Lech Kaczyński został wpuszczony do Brukseli, Sarkozy nie miał wyjścia i chociaż chłodno, musiał przyjąć prezydenta Polski w Europie. Znalazło się krzesło dla dwóch przedstawicieli Polski, w randze najwyższych władz. Wówczas Tusk się zarzekał i odgrażał, że on tu sam wszystko pozałatwia, a Lech Kaczyński ze swoją histeryczną polityką wszystko zepsuje. „Prezydent nie jest mi potrzebny” – oświadczył „mąż” stanu Donald Tusk i po pięciu latach polityka Tuska doprowadziła do obrazka, jaki widzimy 30 stycznia 2012 roku. Dziś Tusk nie miałby się o co bić, ponieważ jeden samolot posłał w bagno, drugi razem z całym wojskowym transportem lotniczym wystawił na Allegro. Efekt działań Donalda Tuska jest taki, że nie mamy czym do Europy dolecieć i w Brukseli nie mamy czego szukać. Kadr z polityki zagranicznej Tuska.
Samolot, który Tusk zaparkował w Brukseli, rozbił się pod Smoleńskiem, leżał tam w błocie przez dwa lata, w ostatnich dniach postawiono nad nim otwartą stodołę. Kadr z polityki zagranicznej Tuska. Wylot do Smoleńska miał być powtórką z Brukseli, znów prezydent nie był potrzebny, ponieważ wysoki przedstawiciel KGB, spadkobiercy NKWD, wraz z Donaldem złożył kwiaty na polskich grobach. Kadr z polityki zagranicznej Tuska. Nie byli Tuskowi potrzebni przedstawiciele rodzin katyńskich, przedstawiciele armii polskiej