Wygląda na to, że nasz kochany pan minister wynalazł perpetuum mobile. Ma zamiar pobudzić popyt wydając pieniądze, których nie ma zamiaru ani uzyskać z wyższych podatków, ani pożyczyć zwiększając deficyt budżetowy. Można oczywiście mocniej skubnąć Komisję Europejską, ale do tego trzeba by udrożnić naszą biurokrację, a pan minister na razie w roli takiego odważnego jeszcze się nie objawił. Można by jeszcze zepsuć walutę (przerabialiśmy po 1988 roku), ale kto wtedy kupi papiery skarbowe od pana ministra (i za ile)? W tej sytuacji pozostaje tylko arsenał sztuczek cyrkowych - wyższe odpisy podatkowe dla przedsiębiorstw na inwestycje w moce produkcyjne, które i tak będą niewykorzystane (na Zachodzie recesja), gwarancje na kredyty (fajne - niby nic nie kosztuje, a jak ładnie brzmi, o ewentualną spłatę będziemy się martwić później), zwiększona akcyza na większe samochody (a to się przemysł samochodowy ucieszy!). O ewentualnej obniżce podatków nie warto nawet mówić - 22% procentowy
VAT to przecież ogromna zdobycz administracji skarbowej, a tymczasowo wprowadzony podatek Belki to ogromny krok na drodze ku prawdziwie szanującej przedsiębiorczość liberalnej gospodarce!!! Podejrzewam, że uczenie się reguł rynkowej gospodarki przez naszych "liberałów" przejdzie więc jeszcze przez kilka etapów. Na razie mamy wykład początkowy - przypomnienie podstaw matematyki.