Malene
/ 89.76.25.* / 2012-07-24 10:31
Jesteśmy z mężem stałymi klientami sklepów „Alma” i „Piotr i Paweł” i chętnie wracamy do Państwa sklepów ze względu na duży wybór produktów. Ja nie jadam między innymi wędlin ale dużą wagę przywiązuję do tego żeby nie zabrakło nam w domu serów, wina i warzyw, których chętnie używamy do kulinarnych eksperymentów. Moje dzisiejsze uwagi dotyczą serów. Przed kilkoma tygodniami, będąc w sklepie sieci Alma, w warszawskim centrum Promenada postanowiliśmy „poeksperymentować” z duńskim „Ser Bloose”. – Niedrogi. Ładnie wyglądał. Kupiliśmy. Smak podejrzanie okropny. Poszperałam w internecie i oto co znalazłam na stronie producenta:
„Bloose® 50% 3 kg
to tradycyjny produkt z przerostem niebieskiej pleśni z dodatkiem tłuszczu roślinnego. Charakteryzuje się mocnym i wyrazistym aromatem oraz słonawym smakiem, który powstaje w procesie wielotygodniowego dojrzewania. Zawiera 50% tłuszczu w s.m.”
Śmiem twierdzić , że dodatkiem jest raczej mleko jeśli to coś w ogóle zawiera mleko. Ale nie wykluczam, że to tylko moje subiektywne wrażenie. Postanowiłam udzielić cennej informacji kierowniczce stoiska. Niestety , będąc niedawno w Promenadzie wstąpiłam do Almy i ponownie mogłam kupić sobie „Ser” Bloose.
Będąc po miesięcznej przerwie w sklepie Piotr i Paweł w warszawskim centrum Blue City stwierdziłam, że chyba serki wyjechały na wakacje. – Na półkach mizerny wybór. Mając w pamięci przygodę z seroniepodobnym ... postanowiłam spróbować innego sera z kochanej Danii. Wybór padł na Blue owczy (cena wprawdzie podejrzanie niska jak na ser owczy ale co tam. promocje się zdarzają) i zdziwiłam się bardzo kiedy go spróbowałam. Wraz z mężem sery jemy od wielu lat i stwierdziliśmy, że wspomniany ser na pewno nie ma owczego smaku. Mąż potrafi czytać etykiety win więc udaje nam się uniknąć pomyłek. Warzywa wybrać najłatwiej. Jeśli chodzi o sery jesteśmy zdani na informacje zawarte na metkach. Niestety te informacje nie zawsze są uczciwe. Kilka dni później nie omieszkałam spytać sprzedawczyni o skład „owczego” blu i okazało się , że z owcą ma on niewiele wspólnego. Poinformowano mnie że zawartość mleka owczego to... 20%.
Szperając w internecie, nawet w popularnej Wikipedii można znaleźć definicję słowa ser, której fragment pozwalam sobie zacytować:
„Rozporządzenie Komisji (EWG) z 1987 roku zarezerwowało termin "ser" jedynie dla wyrobów z mleka[3]. Oznacza to, że w państwach należących do Unii Europejskiej nie można używać tego terminu na opakowaniach produktów, w skład których wchodzi np. olej roślinny, pomimo tego orzeczenia w wielu państwach Wspólnoty, w tym również w Polsce, wciąż używa się tego określenia w sposób nieprawidłowy. Głównie w hipermarketach sprzedawane są pod tą nazwą tańsze produkty seropodobne, przypominające ser żółty[4].
W 1999 roku Trybunał Sprawiedliwości Wspólnot Europejskich uznał, że używane przez niemieckiego producenta określenie "ser dietetyczny" w stosunku do sera, do którego dodawano oleju roślinnego jest niezgodne z prawem[5].”