Ktoś kto ma dłuższą pamięć niż tydzień może pamięta słowa Jarosława Kaczyńskiego z przełomu roku 2006 i 2007 skierowane do koalicjantów: jeśli nie będzie sukcesów gospodarczych (w tym budowy autostrad i innych inwestycji) to koalicja przestanie istnieć. Zatem sytuacja z CBA mogła być sztucznie wywołana po to, aby przyspieszyć rozpad ZN w tym kształcie i ewentualnie doprowadzić do koalicji rządowej PO i PiS po wyborach. LiS-owi więc przypadłaby rola opozycji, możliwie, że bardzo licznej. Zatem powstałby układ, o którym mówił Tusk w 2005 roku, tylko trochę zmieniony, rząd na czele z PO, prezydent z PiS - czyli zrównoważony układ postsolidarnościowy. Przy takim punkci widzenia obecna koalicja miałaby dwa cele: przygotowanie gruntu prwnego pod przyszłą koalicję. dokonanie czystek kadrowych w resortach i zasądzenie wielu zbrodnierzy prl-u. Czystki powoli dobiegają końca, procesy również, prawo jest zmieniane również, sukcesów inwestycyjnych nie ma więc formuła koalicji się wyczerpuje. Uruchomiono nową służbę - CBA i to tyle co zrobiono. To jest inny punkt widzenia na obecną sytuację. Zatem trwanie koalicji rządowej w obecnym kształcie zależy od przyszłorocznych planów inwestycyjnych - rozpocznie się budowę kilkset kilometrów autostrad, tak, aby w 2009 był sukces - koalicja będzie, nie będzie realnych planów - koalicja padnie. Padła reforma finansów publicznych więc w zasadzie podcięto skrzydła dla dalszego wzrostu ekonomicznego. Moim zdaniem prawdopodobne są więc wybory jesienne lub późno letnie, aby zdążyć skonstruować nowy budżet przez nową koalicję a nie tylko go zwyczajnie przepisać przesuwając nieznacznie środki z jednego miejsca na drugie.