Podaję przepis na sprawiedliwe wynagrodzenia dla polityków.
Wynagrodzenie dla np. posła powinno wynosić dziesięciokrotność przeciętnego wynagrodzenia ogłoszonego przez GUS, pomniejszonego o procentową wysokość długu publicznego (w relacji do PKB), najniższej stawki podatku dochodowego od osób fizycznych i głównej stawki
VAT.
W przypadku gdy dług publiczny równy jest 50% PKB, wynagrodzenie wynosiłoby 3770 zł * 10, pomniejszone o 91% (50% zadłużenie + 18% najniższa stawka PIT + 23% stawka VAT). W efekcie poseł dostawałby niecałe 3400 zł. Jedynymi sposobami dla posłów, aby podwyższyć swoje pensje byłoby wtedy: 1) dbanie o gospodarkę, aby przeciętne pensje szybciej rosły 2) obniżenie zadłużenia 3) obniżenie podatków. Obniżenie długu nie mogłoby się odbywać kosztem podniesionych podatków, bo wtedy wynagrodzenie by nie spadło.
W tej chwili posłowie ustalają sobie pensje nie według efektów swojej pracy, a według własnego widzimisię. To zupełnie tak jakby w firmie szeregowi pracownicy sami decydowali o swojej podwyżce, nawet w obliczu bankructwa przedsiębiorstwa. Widział ktoś coś takiego w jakiejś firmie?