Wybory prezydenckie były w swej istocie plebiscytem mającym pokazać, czy mieszkańcy Rzeczpospolitej akceptują taki stan rzeczy, czy nie. I pokazały niestety, że większość elektoratu jeszcze ten fakt akceptuje. Akceptuje, bo nie rozumie realnej sytuacji państwa, zdziecinniała od ogłupiających przekazów i codziennego prania mózgu. Akceptuje, bo to jest łatwe, zwalnia od odpowiedzialności za siebie i dźwigania ciężaru wolności. Przede wszystkim jednak dlatego, że większość elektoratu takie zachowanie rządu wydaje się bezpieczne.
Wiadomo, że Lech Kaczyński "drażnił Rosję"; łatał do Gruzji itd. Otóż, czy się o tym mówi czy nie, zwykli Polacy kojarzą z tym faktem grożę smoleńskiej katastrofy. Widzą jak jest i jak zachowuje się Rosja. I boją się, że jak u władzy w Polsce będzie ktoś kto Rosji przeszkadza, to wcześniej czy później stanie się coś takiego, co zagrozi ich względnemu bezpieczeństwu przez które rozumieją głównie swoją dzisiejszą małą stabilizację i pełne półki w sklepach.
W ich mniemaniu tego bezpieczeństwa nie umacniałaby bynajmniej amerykańska tarcza antyrakietowa Polsce – bo tarcza "drażniła Rosję". Umacnia je za to w ramach tej logiki... rezygnacja z tarczy. Nie grozi mu też Nordstram, tylko odwrotnie – groziły mu polskie protesty przeciwko bałtyckiej rurze – które...wiadomo kogo drażniły. Toteż znaczna część Polaków myślących w ten sposób poczucie bezpieczeństwa daje taka władza – tak ja PO – nie drażni Rosji, rezygnuje z jakichkolwiek polskich pretensji i z góry godzi się na warunki podyktowane przez Moskwę. A poza tym przecież na razie nikt nie zabiera polskiemu filistrowi niczego na czym mu zależy: dostępu do internetu, możliwości robienia zakupów i grillowania.
Na tym zależy zwycięzcom i za to są gotowi zapłacić każdą cenę. Zarazem czują oni, że to jest postawa haniebna, niewolnicza, że nie może być dla nikogo powodem do dumy. Właśnie dlatego nie było ich widać, poza aktywistami w kampanii wyborczej Komorowskiego. To my wychodziliśmy na ulicę, to Kaczyński przyciągał prawdziwe tłumy. Kiedy już po wyborach 15 lipca Komorowski przyjechał do Krakowa na uroczystości pod Pomnikiem Grunwaldzkim, na plac przyszło mu towarzyszyć 50 (!) zwolenników. I to w milionowym mieście, którego mieszkańcy w większości na niego głosowali. Owszem głosowali, ale w gruncie rzeczy się tego wstydzą. Niektórzy wstydzą się z powodu Palikota i afer. Wszyscy wstydzą się dlatego, bo wiedzą, że nie głosowali na stronę, która lepiej ich przekonywała (wszyscy słyszeli, jak Komorowski przekonywał), tylko na stronę, która ich lepiej straszyła.
Andrzej Waśko