lubie_koty
/ 195.34.211.* / 2007-11-26 15:24
Samochód miałem zaparkowany na terenie należącym do firmy w której pracuję. Obok jest inna firma, której terenu podczas nieobecnosci szefa i pracowników pilnuje stróż i 2 psy. Płot odgraniczający nasza i ich firmę jest w paru miejscach na tyle luźny ze psy wchodzą na nasz teren. Była juz wczesniej zwracana uwaga temu stróżowi o to przez innych pracowników. Wczoraj zostałem zawołany przez kolege z pracy że psy mi demoluja samochód (min. porwały mi nadkola, zerwały rejestracje, porysowały lakier). Wezwałem policje, zobaczyli szkody (nie wiem czy je dokładnie opisali). Stróż który miał pilnowac psów, był totalnie pijany - zabrali go na izbe wytrz. Prawdopodobnie człowiek ten, pracuje tam na czarno. Dzisiaj dzwonie do szefa tej firmy, przedstawiam mu sprawe i mówie że będe chciał sądownie albo polubownie sprawe rozwiązać. Gość w pierwszym momencie sie przesytraszył, i mówi że bedzie chcial załatwic sprawe polubownie, ze zaraz oddzwoni tylko jeszcze porozmawia z tym stróżem zeby byc pewnym zajscia. Po jakims czasie dzwonie sam do niego, szef tamtej firmy mówi mi, że cos sobie wymyśliłem, że niemozliwe ze psy pogryzly sam. i że nie bedzie ze mna rozmawiał. Prawdopodobnie dowiedział sie od kogoś że moge sie sądzić z powództwa cywilnego i że to dużo mnie może kosztowac i że sie ogólnie bede bał zaczynać. Ja jestem jednak zdeterminowany i chciałbym gościowi dopiec.
Jak to widzicie? Dzięki.