bujałam sie z jedna specjalnoscia lekarska 8 czy 10 lat ciagle bez diagnozy, zle dobrane leki, gluchota na zglaszane dolegliwosci, jak zaczynalam nowo probowanemu opowiadac historie choroby, to pytal po co ja mu to mowie. ano po to bialy kitlu, ze nie jestes mna i nie byles wiec nie wiesz jak sie czuje jak sie czulam i co wywolalo jakie skutki; a jak zglaszalam bol, to mowili ze nie ma co mnie bolec. jest jedna kobitka z tej specjalnosci, co tylko prywatnie przyjmuje, pol roku temu wpienilam sie i poszlam do niej. wybulilam kase w sumie nie za ciezka, diagnoza padla w 5 minut, zmiana leczenia, teraz czuje sie rewelacyjnie, raptem pol roku, ze 3 wizyty. i choc ma sie zajac jednym organem, za kazdym razem zajmuje sie calym moim organizmem jak powinno byc. a najlepsze jest to, ze z tego samego wyniku badania wg NFZetowskich bylam hipochondryczka, a wg tej prywatnej powaznie chora osoba. a leczenie tanie, proste, malo obciazajace psychicznie sprawia, ze czuje sie zdrowa. o, no i jeszcze USG. na publicznym aparacie nie widza polowy zmian jakie sa i nie robia calego badania, tylko tyle, byle nazwa badania nie pozwolila niedoswiadczonemu pacjentowi juz na kozetce zapytac, czemu tego a tego nie diagnozowal.
i po tym co przeszlam z ta jedna specjalnoscia uwazam publiczna suzbe zdrowia za bande leserow i ciemniakow i odwalaczy fuchy oczywiscie z drobnymi wyjatkami, bo dobrzy lekarze istnieja i nie wszyscy wyjechali
a co do prywatyzacji - sluzba zdrowia prywatyzuje sie powoli sama, tylko kowalskiego nie stac. sa tak dobre gabinety, ze wstrzelic sie w termin to tylko 2-4 tygodnie wczesniej. ja jestem za przywroceniem odpisu od dochodu wydatkow zdrowotnych. i sie samo ureguluje.