Forum Polityka, aktualnościGospodarka

Rząd tnie wydatki. "To są nawet przesadne działania"

Rząd tnie wydatki. "To są nawet przesadne działania"

Wyświetlaj:
mś / 85.89.162.* / 2010-09-11 23:45
Kogoś trzeba okantować, aby swój standard zapewnić !
żbik / 194.181.195.* / 2009-06-15 14:41
Ale jakie wydatki? Nic nigdzie się nie zmieniło. Dalej wydaje się budżetowe pieniądze na nic! - wrzucając je w błoto. Drukuje się "dzieła", o których wiadomo, że zostaną głównie przeznaczone na makulaturę (żeby choć za prywatne pieniądze, ale to pieniądze z budżetu przeznaczone na tzw. naukę przez duże "N"); produkuje się uczonych, którzy muszą mieć na kartce zapisane czynności, bo inaczej zapomną, że mieli iść do wc, nie mówiąc już o tym żeby cokolwiek nowego i wartościowego wnieśli do nauki. Za komuny człowiek odniósł "zdezolowany" zakup do sklepu i w ciągu dwóch tygodni miał odpowiedź: wymiana, zwrot gotówki lub odmowa przyjęcia reklamacji - dziś za to ma otwartą drogę sądową bo tylu naprodukowano przedstawicieli władzy sądowniczej i wymiaru sprawiedliwości - ale dalej sprawy "leżakują" nawet dziesiątki lat w sądach. Nie ma nigdzie żadnej kontroli wydatkowania pieniędzy. Przed wojną nie było takiej "komunikacji" i sprawy były krócej rozpatrywane - a to wszystko to pieniądze. Nikt nie potrafi wziąć za tzw. mordę i wymagać świadczenia pracy: lekarzy, nauczycieli itd. Więc niech nikt nie mówi o jakimkolwiek cięciu wydatków, bo nigdzie nigdzie tego nie ma i nie będzie. Nigdy tego nie było żeby byle urzędniczyna bez względu na to czy to samorządowiec, przedstawiciel władzy czy inny miał swego rzecznika, sekretarkę, szofera itd. W każdej firmie państwowej są tzw. umowy o dzieła, umowy-zlecenia itd., pomimo że jest pełna etatowość zatrudnienia. Jesteśmy krajem krętaczy i nierobów. Dalej można bez problemu kupić zwolnienie lekarskie, rentę... Przestępca uważany jest za bohatera i odwrotnie - bohater za przestępcę. Człowieka honoru, pracowitego, uczciwego, etycznego traktuje się jak zło konieczne i najczęściej każdy go się pozbywa ze swego otoczenia a zwłaszcza z kręgu pracowników. Dziś w Polsce kreuje się na bohaterów Jaśnie Wielmożnego Pana Premiera Marcinkiewicza i to z kim aktualnie się bzyka; ile za zużyta energię płaci Jego Mość Prezydet Wałęsa itd. Czasami wydaje mi się, że jakby Polska zniknęła z map politycznych to nawet by tego nikt nie zauważył.
romek174 / 79.175.235.* / 2009-02-04 15:58
Jeszcze nie zaoszczędzili tych 17 mld złotych.A już wśród bankowców krąży plotka."Na konta wybranych osób wpływa prowizja od zaoszczędzonych 17 mld złotych t.j ok "1,7 mld złotych".Na koniec roku okaże się ze nie zaoszczędzono lecz zgubiono "ok 1,7 mld złotych"
ja666 / 212.122.220.* / 2009-02-04 11:05
ten artykuł to masło maślane, o wszystkim i o niczym. Rząd planuje cięcia budżetowe, a sam niedawno udzielił sobie podwyżki. Rozwiązanie jest proste wystarczy, że obetną sobie pensje o połowę i zrezygnują z życia na nasz koszt. W końcu i tak nic nie robią.
hen / 194.213.1.* / 2009-02-04 09:52
Jacek Żakowski
2009-02-02, ostatnia aktualizacja 2009-02-02 19:06
Donald Tusk został premierem, by zarządzać cudem. Musi zarządzać kryzysem. Nie ma w tym krzty jego winy. Ale skala trudności jest nieporównywalna.
Nie dlatego, że zarządzając cudem, można w duchu miłości dzielić owoce wzrostu, a zarządzanie kryzysem to głównie dzielenie ciężarów. Chodzi o to, że cud miał być kolejnym z serii po szwedzkim, niemieckim, japońskim, koreańskim, chińskim, brytyjskim, włoskim, indyjskim, hiszpańskim, fińskim, irlandzkim itd. Scenariusz cudu można było wybrać z kilku sprawdzonych wariantów. Sporne były szczegóły. A scenariusza tego kryzysu nie ma. Niczego takiego nikt jeszcze nie przeżył. Analogie z kryzysami lat 30. i 70. ubiegłego wieku są równie bezużyteczne jak porównania ze skutkami baniek ostatnich dwóch dekad. Przyczyny są inne, bo gospodarka jest inna, a przebieg jest inny, bo świat się zasadniczo zmienił.

W tym sensie polityka antykryzysowa, którą prowadzą rządy, to wszędzie prototyp. Jak w każdym prototypie są w niej elementy już wcześniej stosowane, ale istota jest inna i skutki są inne. Najtęższe głowy przyznają, że na ten kryzys nie ma w świecie mocnych. Tylko hochsztaplerzy udają, że mają cudowne recepty.
Blisko dwa lata od wybuchu kryzysu jakiś konsens dotyczący standardowej polityki antykryzysowej jednak się wyłonił. Polega on z grubsza na udrażnianiu rynków finansowych, kreowaniu miejsc pracy i stymulowaniu popytu poprzez ułatwianie konsumentom dostępu do kredytów lub wręcz rozdawanie pieniędzy. Trudno powiedzieć, na ile jest to skuteczne, bo po pierwsze - za krótko te działania trwają, a po drugie - nikt nie wie, co by było, gdyby ich nie podjęto. Trudno jednak nie wierzyć najtęższym ekonomicznym mózgom spierającym się już tylko o szczegóły, które w każdym kraju są inne.

Donald Tusk zdaje się jednak w ten konsens nie wierzyć nawet teraz, gdy rzeczywistość przeczy jego niedawnym nadziejom, że fundamenty naszej gospodarki są mocne, że kryzys dotyczy tylko rynków finansowych, że kłopot Ameryki nie będzie naszym kłopotem. W zeszłym roku, kierując się tymi nadziejami, szedł pod prąd światowego konsensu i zwlekał z udrożnieniem rynku finansowego, co zdaniem wielu ekspertów wpędziło i wciąż wpędza przedsiębiorstwa w kłopoty (dramatycznie opisała to życzliwa rządowi Henryka Bochniarz, szefowa Lewiatana). Teraz, nie wierząc konsensowi, Donald Tusk znów idzie pod prąd. Gdy inni pompują budżety pakietami antykryzysowymi, on każe ministrom ciąć resortowe wydatki z grubsza o 10 proc. W ten sposób zmniejsza popyt krajowy o dalsze kilka procent. Rząd staje się więc źródłem bodaj najsilniejszego impulsu recesyjnego, z jakim polska gospodarka będzie się zmagała w tym roku. Same tylko oszczędności w MON mogą nas kosztować kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy (poseł Zemke twierdzi, że ok. 40 tys.). A MEN, MSW, Ministerstwo Zdrowia - rezygnując z remontów i zakupów - dołożą pewnie drugie tyle. Za nimi pójdą następne. Bo robotnicy, którzy stracą pracę, nie zapłacą w sklepie, w kinie ani u fryzjera. Będzie dobrze, jeśli utrata jednego miejsca pracy zlikwidowanego wprost na skutek cięć budżetowych spowoduje utratę tylko jednego miejsca pracy niezwiązanego bezpośrednio z budżetem.

Za mało mamy danych, by bez wątpliwości stwierdzić, że idąc pod prąd światowego konsensu, rząd szkodzi gospodarce i pogarsza naszą sytuację. Może w Ministerstwie Finansów przeprowadzono rachunki wykazujące, że z jakichś powodów w naszej sytuacji jest to najlepsza droga. Sytuacja jest jednak nazbyt poważna, a dotychczasowa polityka rządu za mało przekonująca, bym jako obywatel mógł uwierzyć na słowo. Samo ciułanie milionów po resortach wygląda zresztą raczej na akt rozpaczy przerażonego mankiem księgowego niż na wyraz ekonomicznego przywództwa na miarę globalnego kryzysu.

Dlatego jako obywatel domagam się ujawnienia szczegółowych rachunków, które stoją za taką polityką. Chcę zobaczyć przeprowadzone przez rząd rachunki ciągnione skutków cięć budżetowych pokazujące liczbę nowych bezrobotnych, koszt dodatkowych zasiłków i pomocy socjalnej, wpływ cięć na spadek PKB, sytuację przedsiębiorstw, stabilność sektora finansowego i przyszłe dochody budżetu, które znacznie zmaleją, gdy ludzie stracą pracę, a firmy upadną. Chciałbym też wiedzieć, jak rząd ocenia wpływ swojej polityki na środowiska lokalne, bezpieczeństwo publiczne czy koszt odtworzenia miejsc pracy w przyszłości. Jako obywatel mam prawo mieć pewność, że argumenty stojące za taką drastyczną polityką są lepszej jakości niż zeszłoroczne tezy o mocnych fundamentach i że przyniesie ona więcej pożytku niż szkody."
garsjo / 79.163.153.* / 2009-02-14 18:49
Zadziwiające jest to, że rząd szuka rozwiązań politycznych zamiast ekonomicznych. Chłopcy tną wydatki zamiast poprosić o radę ekonomistów. No, ale dla chłopców to najprostsze rozwiązanie, bo słowo kryzys tak się im kojarzy. Niestety to indolencja polityków jest źródłem nieszczęść obywateli.
mkopek / 194.237.142.* / 2009-02-04 17:17
Rzad, zeby zwikeszyc deficyt budzetowy skads te pieniadze musi wziac. Chyba jedeynym sposobem jest sprzedaz obligacji. Zagranicznych inwestorow chcacych kupowac polskie papiery wartosciowe nie ma wcale, bo wszyscy sie boja rynkow wschodzacych. Przyciagnac by sie ich dalo tylko bardzo wysokim oprocentowaniem, a na to nas raczej nie stac, bp z czego potem Polska splaci te obligacje? Trzeba wiec bedzie te obligacje sprzedac polskim ciulaczom i bankom. Ciulacze pieniadze na obligacje beda musieli wyciagnac z lokat w bankach. Ewentualnie banki same kupia obligacje za pieniadze cilaczy zlozone na lokatach. A to oznacza ze banki latwo zarobia i jeszcze pozbeda sie pieniedzy z lokat. To utrudni dostepnosc kredytow dla przedsiebiorstw. Jesli pieniadze sa na lokacie bank musi jakos na nich zarobic, zeby miec na odsetki i jeszcze cos dla siebie. Jak nie ma w co ich zainwestowac to musi zachecac do kredytow w tym banku, np obnizka oprocentowania i ulatwieniami w przyznawaniu kredytow. Jak banki kupia obligacje, albo ludzie wycofaja pieniadze z lokat, to banki nie beda mialy zmartwienia co zrobic z pieniedzmi i nie beda dawac kredytow. Panstwo moze te pieniadze wpompowac w gospodarke. Ale jak przedisebiorca wezmie kredyt to nad wydaniem kazdej zlotowki dwa razy sie zastanowi, bo inwestycja z tego kredytu bedzie musiala mu dac pieniadze na splate kredytu wraz z odsetkami. Jak pieniadze dostana sie w rece rzadu, to 20 do 50% zostanie przepuszczone na bezporduktywne dzialania majace na celu dobre rozdystrybuowanie tych pieniedzy. A i tak dostana sie one tym, ktorzy maja dojscia w odpowiednich urzedach,a nie tym, ktorzy wiedza jak je dobrze wykorzystac. Do tego kolejne pieniadze trzeba bedzie wydac na bezproduktywna obsluge zadluzenia, w tym na sciaganie wiekszych sum z podatnikow. Mysle ze na takiej operacji gospodarka stracila by duzo wiecej niz mogla by zyskac.
kamkam / 195.116.169.* / 2009-02-04 12:01
Dopiero zacznie się kryzys jak Tusk obetnie PKB. Ludzie stracą pracę, firmy z braku zamówień nawet tych państwowych poupadają, Ale co tam Tusk się o to nie martwi. Sam tworzy kryzys zamiast go unikać.
Inne kraje zwiększają wydatki, by stworzyć ludziom miejsca pracy, ale nasz "KOCHANY TUSK" NIE!!!!!!!!!!!!!!
polon1779 / 84.38.99.* / 2009-02-04 12:06
A wiesz, ze te 17 mld wiecej wydanych w tym roku oznaczalo by 4 mld mniejsze wydatki w kazdym nastepnym roku? Taka jest cena zadluzenia, wiec przestan myslec krotkowzrocznie, ja nie mam zamiaru splacac tych dlugow przez cale zycie... A inne kraje, wskaz mi je, USA, Niemcy, Francja, UK i nikt poza nimi -wiesz dlaczego? Czy tez Ci wytlumaczyc?
szprotka w pomidorach / 79.188.238.* / 2009-02-04 12:59
wczroaj złotówka straciła 4 procent a dzisiaj jeszcze dołozyła trochę, to ile Polacy stracili ze swoich oszczędności, których mają ponad 400 mld ?
bo dla mnie 4 procent to 16 miliardów w plecy !

buzia dla tusia

Najnowsze wpisy