Z całym szacunkiem, ale trudno "leminga" definiować jako indywidualistę. Dla mnie (a jestem odległy od "prawactwa") tzw. "leming" to osoba bezrefleksyjna i bardzo konformistyczna. I nie mają tutaj znaczenia jej wybory polityczne. Znam lemingi pisowskie, platformerskie i sld-owskie. Są bardzo podobne w sposobie (nie)myślenia. Robienie z nich ludzi nawiązujących do dawnych wzorów europejskiego indywidualizmu to dla nich niezasłużony komplement, a wobec tamtych indywidualistów - nietakt.
Myślę, że przesadza Pan pisząc o średniowiecznych miastach jako "kuźni" postaw indywidualistycznych. Owszem, rozwijało się tam rzemiosło i pierwsze rynki finansowe, ale daleko im było do zindywidualizowanego modelu wolnorynkowego. Był to raczej wzór korporacyjny, zgodny z ówczesną filozofią społeczną sformułowaną przez św. Tomasza z Akwinu. Pisząc w dużym skrócie - uważał on, że każdy człowiek ma swoje miejsce w społeczeństwie, które wyznaczył mu Bóg i negowanie tego jest grzechem nieposłuszeństwa. Działanie gildii i cechów (a więc głównych organizacji tego rzekomo indywidualistycznego mieszczaństwa) polegało w dużej mierze na ustalaniu cen, liczby rzemieślników danej specjalności w mieście, zwalczaniu parciarzy (a więc tych, co działają poza cechem) i szkoleniu kolejnych pokoleń fachowców. Daleko było tej organizacji do indywidualizmu.
Jeśli miałbym wskazywać moment historyczny, w którym wskazywany przez Pana indywidualizm zaczął się rozpowszechniać, to był nim XVII wiek. Wtedy to powstały kluczowe dla tego nurtu prace Hobbesa, Spinozy czy Locka. Ich percepcja zresztą też nie przebiegała łatwo (nawet w środowiskach zachodniego mieszczaństwa). Przecież Spinoza za swoje indywidualistyczne twierdzenia odnośnie religii został wykluczony z gminy żydowskiej.
Tak naprawdę pełny sukces społeczna filozofia indywidualistyczna odniosła dopiero po rewolucji francuskiej, a więc na przełomie XVIII i XIX wieku, a to i tak została wtedy szybko zaatakowana zarówno z lewa (socjaliści utopijni), jak i z prawa (konserwatyści).