Forum Forum prawneKarne

Śmieszna kolizja, katastrofalne skutki.

Śmieszna kolizja, katastrofalne skutki.

agnieszkawch / 2009-04-21 14:35
2 czerwcu 2008 r. po godzinie ósmej rano, doszło do lekkiej kolizji w wyniku, której nieznacznie obdrapane zostały samochody. Ponieważ żaden z kierowców nie poczuwał się do odpowiedzialności, a nie było żadnych świadków, wezwano policję.
Do zdarzenia doszło w następujący sposób: wąską drogą publiczną, z ograniczeniem prędkości do 30 km, jechał ”rzekomo” poszkodowany. Stojąc na drodze wewnętrznej, wydawało mi się, że jest w wystarczającej odległości (ok. 20-30 metrów), by bezpiecznie wyjechać skręcając w lewo. Swobodnie zjechałem na prawy pas głównej drogi, jednak na poboczu zaparkowany był trzeci samochód. W związku z powyższym, postanowiłem poczekać, aż auto z przeciwnego pasa minie mnie i dopiero wówczas kontynuować dalszą podróż. Ku mojemu zaskoczeniu, kierowca wjechał w mój lewy tylny bok. Prawdopodobnie samochód stał pod kątem, bo jak już wspomniałem, droga była dość wąska.
Jednak dobrze pamiętam ten moment, zanim doszło do stłuczki, bo wówczas przez głowę przeleciała mi myśl: co on właściwie robi? I widziałem, jak kierowca jechał wprost na mnie. Ponieważ była to moja pierwsza kolizja drogowa, zareagowałem dość emocjonalnie. Zwłaszcza, że podążałem do nowej pracy, po rocznej przerwie.
Policja przyjechała po około 3 godzinach. W miedzy czasie przyszła moja żona. Potem przyjechał ojciec chłopaka, który od razu zakomunikował mi, iż to moja winna, a on pracował wiele lat w drogówce. Do kompletu zjawił się, jeszcze jeden osobnik, prawdopodobnie też były policjant, a obecnie ochroniarz.
Po pojawieniu się radiowozu, ojciec natychmiast zaznaczył fakt swego byłego zawodu i usilnie kierował policjantów na swoją wersję. Nikt nie chciał mnie słuchać, nikt nie przyjmował moich racji, a wręcz nachalnie próbowano mi wmówić, że wyłącznym sprawcą jestem ja. Nie mogłem się zgodzić z takim stanem rzeczy, bo naprawdę nie czułem się winny.
W wyniku nie uwzględniania moich argumentów, choćby w najmniejszym zakresie, nie zgodziłem się na przyjęcie na siebie jakiejkolwiek winy. Policjant skierował więc sprawę do sądu. W między czasie ojciec chłopaka, zaczął mnie straszyć, iż dopiero mnie załatwi i będę płacił odszkodowanie za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Mimo że zgłosiłem to policjantowi, nie znalazło to odzwierciedlenia w raporcie.
Jakby tego jeszcze było mało, pod koniec przyjechał kolejny radiowóz, z którego wysiadł, jak było widać, dobry znajomy drugiej strony. Ponoć przyjechał pod pretekstem dowiezienia ustników do alkomatu, pomimo iż zostaliśmy już zbadani na poziom alkoholu. Jednak przy okazji ewidentnie potrudził się, pouczyć mnie, jakim to jestem beznadziejnym kierowcą. Najmniejszego nawet znaczenia nie miało to, że nigdy nie spowodowałem kolizji i jeżdżę czynnie samochodem od 7 lat. Uzyskałem za to cenną informację, że stając, wjeżdżając lub blokując inny pas, kierowca z pierwszeństwem ma prawo mnie staranować.
Około 13 podsunięto mi do podpisania raport, którego nie dostałem do przeczytania. A na moje pytanie, czy uwzględnia moje stanowisko, usłyszałem, że od tego jest przesłuchanie, a notatka nie musi go obejmować. Za to mój konkurent, nie miał problemu z uzyskaniem potwierdzenia, że w raporcie wszystko jest napisane, tak żeby było dobrze.
Podczas całej akcji nikt nie uwzględnił moich uwag, ani wniosków. Twierdzono, iż ewidentnie wyjechałem drugiemu kierowcy wprost pod auto, a on nie mając możliwości hamowania, uderzył w moje nadkole. Nie liczył się fakt, że na aucie nie było zatarcia, tylko wgniecenie, co sugeruje, iż stałem w miejscu, a nie byłem w ruchu, jak mi wmawiano. Nie liczył się fakt, że stałem na swoim pasie, a nie dopiero wyjeżdżałem, gdyż taka wersja była korzystniejsza dla drugiej strony. Nie liczył się też fakt, że uliczką tą zwykle jeździ się środkiem (z powodu małej szerokości, dodatkowo ograniczanej obustronnie parkującymi autami), dlatego mimo właściwego zatrzymania się, wjechano we mnie. Nie miała również znaczenia moja deklaracja, że nie miałbym najmniejszego celu, w uchylaniu się od winy, gdybym był faktycznym sprawcą, bo starty najzwyczajniej w świecie pokryłoby OC i AC.
Domniemam, że całość to zwykły zbieg okoliczności, bo nie chcę nikogo posądzać o celowe działanie. Chłopak po prostu zagapił się, a może oślepiło go słońce i dlatego mnie nie zauważył. Może nawet nie do końca był świadomy swojej winy. Prawda jest też taka, że przy tak despotycznym ojcu, mógł nie chcieć się przyznać do swojego błędu, ze strachu. Jednak załatwianie tej sprawy, wysoko budzi moje podejrzenia. Zwłaszcza, że główne pouczenie brzmiało, iż nie wszyscy muszą zachowywać na drodze szczególną ostrożność, co kłóci się z moją dotychczasową wiedzą.
Na komisariacie wcale z początku nie było lepiej. Przez moment czułem się nawet, jakby postawiono mnie pod ścianą i miano rozstrzelać, jako wroga publicznego numer jeden. Dopiero po długiej i ostrej debacie z policjantem, wreszcie zaczął mnie słuchać. W toku rozmowy przyznał mi nawet

Najnowsze wpisy