luxfer
/ 87.204.11.* / 2015-02-12 12:10
Fotowoltaika to pozyskiwanie energii elektrycznej z promieniowania słonecznego. Nie należy mylić jej z kolektorami słonecznymi (zwanymi potocznie „solarami”), które z uzyskanych promieni słonecznych pozyskują ciepło.
Osoby podróżujące po Europie mogły zwrócić uwagę na dużą liczbę farm fotowoltaicznych u naszych południowych i zachodnich sąsiadów (całe pola potrafią tam być pokryte panelami). W Polsce w zasadzie ich nie ma i wiele osób pyta: dlaczego? Przecież ta energia jest darmowa…
Podobnie darmowa jest energia z elektrowni wodnych i wiatrowych, ale nie wszędzie się je buduje. Powód jest banalny – opłacalność przedsięwzięcia. Aby opłacało się zbudować elektrownię wodną to muszą być dobre warunki hydrologiczne (odpowiednia ilość wody, dobry spad, dobre warunki do posadowienia elektrowni itd.). Elektrownia wiatrowa opłaca się w miejscach o odpowiednim usytuowaniu terenu i sile wiatru. Farma fotowoltaiczna natomiast się w Polsce nie opłaca, nawet w miejscach o relatywnie dobrym nasłonecznieniu jak na Polskę (województwo lubelskie pod tym względem posiada najlepsze warunki do rozwoju fotowoltaiki).
Fotowoltaika jest obecnie najdroższą technologią uzyskiwania energii elektrycznej w porównaniu z pozostałymi odnawialnymi źródłami energii. Dotychczasowy system wsparcia wspierał równie silnie wszystkie źródła, ilość tzw. zielonych certyfikatów była dla danej ilości energii równa dla wszystkich źródeł. Projektowana nowa ustawa zakłada rozróżnienie liczby certyfikatów w zależności od źródła, przewiduje się, że elektrownie wiatrowe będą otrzymywać 0,7 certyfikatu za 1 MWh wyprodukowanej energii, a farmy fotowoltaiczne 2 certyfikaty za 1 MWh energii elektrycznej.
Aby trochę zobrazować naszym czytelnikom, co to znaczy w liczbach to cena 1 MWh energii elektrycznej na rynku hurtowym to ok. 200 zł/MWh (i tyle dostaje za energię elektryczną każda elektrownia), a cena 1 certyfikatu na Towarowej Giełdzie Energii wynosi ok. 280 zł.
Teraz przyjrzyjmy się przykładowemu projektowi farmy fotowoltaicznej w Gryźlinie koło Olsztyna. Z informacji PAP wynika, że budżet miałby wynieść 20 mln zł, a roczna produkcja energii elektrycznej 900 MWh. Przeliczając to na przychody oznacza to ok. 432 tys. zł przychodu rocznie (480 zł za 1 MWh licząc cenę sprzedaży energii i certyfikatu). Czyli zwrot z instalacji to prawie … 50 lat!
Nic dziwnego, że w projekt angażują się jedynie gminy, które mogą liczyć na aż 85% dofinansowania z pieniędzy unijnych, czyli w ich przypadku zwrot skróci się do 10 lat. Żaden prywatny inwestor nie mógłby sobie na budowę farmy fotowoltaicznej pozwolić, nawet przy dotacji wynoszącej 50-60% kosztu instalacji, gdyż koszty kredytów są wyższe, a gdzie w ogóle zysk inwestora? Patrząc na zakładane nowe wartości współczynników należy się spodziewać wzrostu rentowności instalacji fotowoltaicznych, jednak wciąż będą one nieopłacalne (zwrot w terminie ok. 35 lat). W Polsce małe panele fotowoltaiczne widać głównie na znakach drogowych, do których doprowadzenie linii energetycznej byłoby dużo droższe, i tak pewnie zostanie.
Sytuacja u południowych i zachodnich sąsiadów wygląda zgoła inaczej. Wprowadzili system dopłat feed-in-tariff, czyli ustalonej ceny energii elektrycznej w zależności od źródła pochodzenia i w przypadku fotowoltaiki ustanowili bardzo wysokie ceny energii, przekraczające aż 2000 zł za 1 MWh. Inwestorzy się cieszyli, szturmem ruszyli budować farmy fotowoltaiczne w Czechach. Praski rząd w ostatnim roku musiał się wycofać z dotychczasowej polityki dopłacania tak wysoko do instalacji fotowoltaicznych, bo spowodowała ona bardzo duży wzrost cen energii, niezadowolenie społeczne i spadek opłacalności wielu biznesów.