Kenobi
/ 2006-12-23 02:04
/
Uznany malkontent giełdowy
A to mnie tutaj zażyłaś. Myślę jednak, że tak jest jednak bardziej ciekawie. Poznałem kiedyś i zaprzyjaźniłem się w czasie pobytu w Londynie z fajnym, tryskającym humorem facetem z pewnego kraju, który był dziennikarzem piszącym ciekawe i dowcipne felietony, a żona była aktorką, występującą w telewizji. Ponoć był od niej bardziej popularny, choć mniej widoczny. Musiała to być prawda, bo zrywaliśmy boki (rwąc Holenderki wpadające tam na kilka dni z drugiej strony kanału, niby na zakupy i zwiedzanie, a faktycznie, żeby się rozerwać - może z dala od męża?). Podobnie było kiedyś, za moich młodych lat, z pewnym Włochem - też giornalista, pubblicista e grafologo, już starszym człowiekiem, ale bardzo mądrym, znającym kilka języków. Lgnąłem do niego zgodnie z zasadą, że lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć. Z nudów, że nie miał kim gadać, bo go nie rozumieli (miał żonę Polkę, która zostawiała go samego, bawiąc całymi dniami ze swoimi psiapsiółkami), grał ze mną w szachy i przy okazji uczył mnie włoskiego, jak też odgadywał z pisma charaktery osób, którymi się interesowałem, co było równie fascynujące. Pisując fajne felietony otrzymywał wiele listów, szczególnie od zauroczonych czytelniczek. Ja go też próbowałem uczyć, ale mi nie bardzo wychodziło (bo powtarzał, że "chsiąść bździ w ćcinie"). Specjalne, najlepsze życzenia świąteczne (i nie tylko) dla Ciebie.