idk
/ 88.156.85.* / 2010-04-04 09:09
Nuda. Niepotrzebna żonglerka konwencją a la "wybitny dziennikarz" zachodni. Zresztą w pewnym momencie nawet zastanawiałem się, czy to nie przetłumaczony tekst dziennikarza zachodniego, który nie wie nic o wydarzeniach w 1968. Wskazywałyby na tę niewiedzę następujące słowa:
"To Maria. Trafiła do Jerozolimy znad Wisły w 1968 roku. Dostała razem z rodzicami psi paszport, bez prawa powrotu, z informacją, że nie jest już obywatelką Polski. W kraju nie chciano wtedy Żydów. Krzyczano: - Syjoniści na Syjon (...)"
Nie chciano? Krzyczano? Czyżby? A kto krzyczał? Kto nie chciał? Albo to po prostu brak obycia z językiem polskim, czyli zwykła warsztatowa niedoróbka, albo brak wiedzy o tychże wydarzeniach. Po prostu nie jest prawdą, że jakaś ogólna masa Polaków krzyczała, tylko czynił to aparat komunistyczny z określonych przyczyn politycznych. Zdania cytowane wyraźnie rozmywa ten kontekst.
Po cóż jednak kontekst, skoro cały tekst to tylko fotografie sytuacji, która najwyraźniej tak przeraziła reportera, że odebrała mu zdolność pozostawienia jakiegokolwiek komentarza, poza tym sytuacyjnym: Jest źle. Pokój to nie pokój. Wszyscy się nie lubią i chyba nawet podbierają sobie wzajem wiaderka.
Jedyny komentarz, oczywiście z jakże wygodnego, nie plamiącego sztywno przyjętej konwencji fotografii, offu, to wieńczące reportaż słowa Prezydenta Autonomii Palestyńskiej. Pozbawione jakiejkolwiek repliki, stąd trzeba wnosić, że pozostawione jako obiektywny komentarz: "Izrael jest niedobry". Może to pomyłka warsztatowa? Może reporter, Pan Tomasz, po prostu nie umiał dostrzec niezgodności (jak w testach na inteligencję) cytowania właśnie pod koniec słów wysokiego urzędnika tylko jednej ze stron, z brakiem osobistej refleksji dziennikarza? Może to była tylko paraplagiarystyczna próba dodania jakiegoś podsumowania, jak przed napisami w niektórych filmach dokumentalnych wyprodukowanych w Hollywood? A może to jest właśnie ten oczekiwany przeze mnie, podczas przedzierania się przez tę męczącą galerię postaci narzekających na niewygody (czyli w skrócie marudzących), komentarz? Może to jest stanowisko dziennikarza? Jeśli tak, to ani to oryginalne, ani mądre, a na pewno wygodnickie. Reporter, zamiast wypowiedzieć tezę samodzielnie, doczepia się niczym parazyt do cytatu, gotów w razie czego asekurancko zakrzyknąć: "To nie ja powiedziałem! To oni!" I tym samym uniknąć posądzenia o jakiekolwiek własne zdanie. Bezpieczny, wygodny. Ze szklaneczką whisky w dłoni, na fotelu przed kominkiem. I przede wszystkim wypoczęty po sztampowej wycieczce do Egiptu.