Jesli wodz drugiej sily w kraju bez zenady odwoluje sie do idei Carla
Schmitta, nauczyciela hitlerowcow, jesli podnosi haslo "Polsko, obudz sie",
doslownie wzorujac sie na hasle Hitlera "Deutschland, erwache", Niemcy,
obudzcie sie, jesli wzorem hitlerowcow organizuje fackelzugi, marsze z
pochodniami - to czy te analogie moga nie budzic niepokoju? Ten wodz
przewodzi partii zorganizowanej na sposob stricte faszystowski, z pelnia
wladzy, skupiona tylko w jednym reku. Czy mozna tego nie zauwazac? I z
dziwna jakos dokladnoscia przestrzega on zasady Goebbelsa - powolywac sie i
korzystac z demokracji, dopoki sie nie zdobedzie wladzy; nie przypadkiem
podczas lat jego wladzy nigdy nie padly z jego ust slowa takie jak
"spoleczenstwo obywatelskie" czy "samorzad". Wladze wedle tego wodza nalezy
centralizowac - dokladnie tak, jak chcial i robil to wodz NSDAP.
Nawet powolanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego - za malo przemyslanym
poparciem Platformy Obywatelskiej - nasladowalo doslownie powolanie
analogicznego urzedu przez Hitlera zaraz po objeciu wladzy. Hitler chcial
tym przypodobac sie publicznosci, zdegustowanej korupcja republiki
weimarskiej. Oddal jednak ten urzad nie zadnemu zawodowemu policjantowi,
lecz swojemu czlowiekowi, ktory mial mozliwie najszybciej stworzyc
instytucje ze swoimi wylacznie ludzmi, calkowicie powolna interesom wodza.
Nacjonalizm z ksenofobia nazywany patriotyzmem, propaganda niezadowolenia
zamiast propagandy zaradnosci, jatrzenie i propaganda konfliktu zamiast
wspolpracy, majstrowanie wokol przeszlosci zamiast pytania, co zrobic dla
jutra - oto program ruchu, ktorego cel mozna rozumiec tylko jako
destabilizacje. To paliwo polityczne, znane dokladnie z doswiadczenia
Mussoliniego i Hitlera. Jak wodz niemieckich niezadowolonych z lat 30.,
upokorzonych Wersalem, obrazonych na elity, ludzie wodza miotaja
publicznie - a bezkarnie - obelgi pod adresem legalnie wybranych wladz
panstwa, nie mowiac juz o kalumniach wobec przeciwnikow. Teraz wodz wrecz
wezwal do obalenia legalnych wladz panstwa, ktorych ON nie uznaje. A de
facto - do obalenia ustroju naszej demokracji. Nie ma chyba co do tego
najmniejszych watpliwosci. Na czolowce "Gazety Warszawskiej" przed 10
kwietnia ukazalo sie ogromnymi literami, niemal przez cala strone, haslo:
"Polacy juz czas".
Na co, przepraszam? Czy 10 kwietnia mial byc okazja do swoistego marszu na
Warszawe, jak Mussoliniego "marsz na Rzym", tyle ze autokarami? Tym razem
nie wyszlo - Rydzyk zapowiadal 75 tysiecy, zjechalo 7 tysiecy, troche malo
dla zamachu stanu. Ale wodz nie rezygnuje, ostrzegam. Jego "raport o stanie
panstwa" przewiduje utworzenie centralnego osrodka wladzy politycznej w
kraju, dokladnie wedle idealow Benito Mussoliniego i Adolfa Hitlera. Co to
ma wspolnego z demokracja? Powtorze: caly ten manifest i ostatnie
przemowienie wodza do jego wyznawcow w Sali Kongresowej sa wymierzone w
demokracje, w ustrojowy porzadek, ktory udalo sie nam wywalczyc. Mozna bez
wiekszego trudu udowodnic, ze padlo swoiste wezwanie do wojny domowej. Czy
przesadzam? Wsrod powszechnego zaklopotania - ku mojemu zaskoczeniu -
prokuratury milcza, jakby niczego nie zauwazaly. Wszystko wolno?
Ze zlej milosci mozna sie uleczyc - przed nikim nie jest zamknieta droga do
uczciwosci i demokracji. Ale rodzacemu sie faszyzmowi trzeba po prostu
zagradzac droge. Nazywac go otwarcie. Nie moze byc wobec niego zadnej, nawet
pozorowanej symetrii. Zwazywszy zas dzisiejsza role mediow, wymaga to naszej
osobistej odpowiedzialnosci. Dziennikarze sa bardziej odpowiedzialni niz
politycy za stan umyslow Polakow, za przyzwolenie dla urojen i paranoi.
Stefan BRATKOWSKI