Mieszkaniec wsi wybrał sie do lasu po drzewo do pieca, bo zima nie
odpuszczała, jakby się jakaś zwierzynka trafiła to zabrał obrzyna ze sobą.
Niestety przeciskając się przez krzaki, niechcąco pociągnął za spust i
postrzelił sobie nogę.
Brocząc krwią, resztką sił doczołgał się do pobliskich zabudowań byłego PGR,
szczęśliwym trafem mieszkał tam dawny pracownik zajmujący się świnkami, miał
on do czynienia z zabiegami u świnek - od zajścia do zejścia, także na
operacjach się znał. W stanie lekko nadającym się do użytku oznajmił.
- Nic do znieczulenia nie mam, bom właśnie resztę zużył i będę musiał
wyjmować kule na żywca.
- Spokojnie dam rade, wyjmuj.
Po kilkudziesięciominutowej walce z kulą oraz snem, znachor wytaszczył kulkę
i oznajmił
- Co jak co, ale żeby przez ten cały czas nie dać znać po sobie bólu,
żadnego dźwięku, jęku nic, jestem normalnie zszokowany.
- Panie nie taki ból się przeżyło, dokładnie dwa razy było dużo gorzej.
- Tak? A w jakiej sytuacji?
- Raz jak przysiadłem w lesie pod krzaczkiem, żeby kreta wypuścić, jajkami w
sidło trafiłem...
- O jezuuu.. Toć to potworność, chyba nie może być coś gorszego od takiego
bólu!
- Może... Sidło było przywiązane do przygiętej do ziemi młodej brzózki...