zenek veris
/ 83.24.122.* / 2007-12-05 17:31
Jaki wódz, taka czerezwyczajka.
Swoją drogą wodzu zapomniał, że Polacy kochają być prani po mordzie - stąd niesłabnąca aureola Piłsudskiego, który oprócz rysu patrioty miał wyraźny sznyt sado-kryminalny. Dzięki tej skłonności po chamsku wywalał brudną prawdę, a naród go kocha do dziś.
Wodzu zapomniał, że Polacy nie szanują słabeuszy, gardzą nimi. Jak ktoś im da w twarz, to musi tak trzymać, bo inaczej zabiją go śmiechem. To właśnie dzieje się z wielkim wodzem, niezależnie od liczby wcieleń. Po przekroczeniu bariery śmiechu zejście jest żałosne i nieodwołalne. W tej sytuacji nawet Endrju ma większe szanse w przyszłości, bo ma seksaferę, a nie pozę na Napoleona, nieudane polowania na Leppera i Sawicką zbajerowaną "na Romeo", w dodatku jak w banku niewinną, bo kuszoną wbrew prawu (Kamiński ją podżegał, co = czyn zabroniony).
Krauze wraca, brakuje tylko Stokłosy (klient min.spr.) i procesu o zniesławienie wytoczonego przez znanego chirurga "lepkie ręce", któremu nic nie udowodnią, a któremu Ziobro w telewizorze zabrał cześć, twarz, nazwisko, nazywając go mutatis mutandis "mordercą", co dla lekarza jest śmiercią cywilną i zawodową jednocześnie. Cała warszawka wie, że facet brał, w dodatku zostawia po sobie syf, bo nawet nie wyszkolił młodych. Ale Ziobro nie jest Panem Bogiem od ferowania wyroków, tylko ministrem od pilnowania ustaw. Jeśliby ukamienował faceta po płomiennej przemowie, na wizji, to rodacy nosiliby go dziś na rękach. Z braku krwi złoczyńców Ćwiąkalski zabije tego "słabego adwokata na kaczych jajach" milczeniem.
Wodzu prowadź!