mat3423
/ 91.193.208.* / 2011-01-24 09:45
Ok, teraz trochę jaśniej.
Ale korzystając z tej przenośni: chciałbyś płacić za coś, czego nie używasz?
Załóżmy, że w domu masz cyklotron (lub cokolwiek innego), z którego korzysta Twój współlokator. Tylko on go używa, ale oboje musicie za niego płacić, bo stoi w waszym wspólnym mieszkaniu.
Albo inny współlokator ogląda telenowele na telewizorze plazmowym przez 24h/dobę (z przerwami na potrzeby fizjologiczne). Przychodzą do was duże rachunki za energię - przykładowo na 1000 zł miesięcznie. Zgodziłbyś się zapłacić połowę z tego - wiedząc, że Twoje zużycie wynosiło tylko 5%? Argumentem współlokatora jest to, że to wasze wspólne mieszkanie, więc musicie płacić po równo za wspólne (państwowe) dobro. Oczywiście on z tego korzysta najbardziej, bo płaci mniej za coś, czego tylko on używa. Ty tracisz, bo telewizora nie oglądasz, a płacić też musisz.
Można oczywiście twierdzić, że to uroki własności państwowej. Ale ja osobiście nie chcę płacić za pensje kolesi na państwowych etatach - tak samo jak nie chcę opłacać rozrostu urzędniczych stołków.