Źródło - najnowszy Newsweek (zalążek przeklejony ze strony)
Narodziny szeryfa
To wtedy pierwszy raz nagrywał z ukrycia i próbował wsadzić za kratki dawnych kolegów. Oto proces, który zmienił życie Zbigniewa Ziobry.
Ta sprawa sądowa obrosła już legendą. Minister przedstawia ją niemal jak swą prawniczą inicjację. Jak historię, która uświadomiła mu patologię wymiaru sprawiedliwości i skłoniła do działalności publicznej. Czemu więc od kilku miesięcy minister Ziobro odmawia "Newsweekowi" dostępu do akt tego procesu? Po naszych pytaniach akta zostały ściągnięte z Sądu Okręgowego w Krakowie do Ministerstwa Sprawiedliwości. I pewnie szybko pod Wawel nie wrócą, bo czeka na nie kolejka dziennikarzy.
My jednak poradziliśmy sobie bez pomocy ministra. Dotarliśmy do akt, które mogą nieco skruszyć idealnie skrojony wizerunek Zbigniewa Ziobry. Oto historia o trzech kolegach, z których jeden został ministrem, drugi niemal wylądował w kryminale, a trzeci się popłakał.
--------------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------------
Kraków, rok 1992. Zbigniew Ziobro studiuje prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przeciętny student, trochę odludek, ktory najlepsze relacje utrzymuje z dawnym kolegą licealnym z Krynicy Jarosławem Gałką. Przez jakiś czas nawet razem mieszkają w mieszkaniu Ziobry przy ulicy Fałata.
Gałka studiował na krakowskiej Akademii Rolniczej. Postanowił wciągnąć Zbyszka do swego towarzystwa. W ten sposób Ziobro poznał Marka Krawczyka, kumpla Gałki z rolniczej uczelni. "Ze Zbyszkiem utrzymywałem normalne stosunki koleżeńskie" - zezna później Krawczyk w śledztwie.
Pod tym enigmatycznym opisem kryją się wspólne imprezy, dyskoteki, podrywanie licealistek. Bo Krawczyk był zaprzeczeniem Ziobry - hedonista, uwielbiający kobiety, wino i śpiew. Gałka z Krawczykiem chcieli rozruszać drętwego Zbyszka. Informacje na ten temat znajdują się w aktach, ale niektóre szczegóły pominiemy. Dość powiedzieć, że Gałka i Krawczyk w akademiku uprawiali marihuanę.
- Pewnego dnia zgłosił się do mnie Ziobro. Chciał kupić susz na skręta - opowiada "Newsweekowi" Krawczyk. Czy przyszły minister chciał przypalić? Podczas procesu zeznał, że to Krawczyk chciał go uzależnić, bo zaproponował mu susz za darmo. Być może Ziobro już wtedy szukał haków na Krawczyka.
Bo o ile posiadanie małej ilości marihuany było dozwolone, to handel już nie.
Faktem jest, że po kilku miesiącach bliska znajomość z rozrywkowymi kolegami zaczęła Ziobrę uwierać. Podczas procesu zezna, że kierowali się innym systemem wartości. Wyprasza Gałkę ze swego mieszkania. "Jako że Jarosław był bardzo egoistyczny, a jego czasowe zamieszkiwanie u mnie przedłużało się, postanowiłem grzecznie wymówić mu zamieszkiwanie u mnie" - zeznaje.
Nie zrywają jednak zupełnie kontaktów. W tym samym czasie Ziobro zaczyna dostawać anonimy (pisownia oryginalna): "Spływaj z Krakowa pomiocie", "Posłuchaj synku czerwonego krynickiego tatusia zgłosimy się czekaj", "Czas minął forsę masz złożyć na przeciw domu handlowego Jubilat", "Czas minął przygotuj 30 milionów nie próbuj kombinować".
17 grudnia 1993 r. Ziobro przyjeżdża do Komendy Rejonowej Policji Kraków-Zachód. O godz. 8.45 składa doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Opowiada: "Na początku w miesiącu marcu-kwietniu tego roku otrzymywałem serię głuchych telefonów o każdej porze dnia i nocy. Następnie otrzymałem parę listów pisanych ręcznie pismem drukowanym i naklejanymi literami wycinanymi z gazet, że mam przygotować pieniądze, bo w przeciwnym razie zostanę pozbawiony życia".