Prawda jest taka że większość ludzi zarabia "na rękę", od 1500 do 2000zł, i jest to zdecydowana większość. W związku z tym robimy średnią z tego plus dodajemy kilka -kilkanaście procent ludzi zarabiających po 20.000-30.000 i więcej tysięcy, to wychodzi Nam wtedy średnia 3 tys. na "łebka". Niestety. Tak to wygląda. Aczkolwiek powiem szczerze, ja zarabiam dużo ponad klasę robotniczą, no i dużo mniej niż Panowie prezesowie, mniej więcej po środku, liznąłem prawie każdej możliwej pracy, i studiowałem... W końcu przerwałem i robię wystarczające pieniądze na mnie i na rodzinę. Nie mam studiów, nie jestem geniuszem, i w zasadzie nie poszczęściło mi się jakoś nie wiadomo jak. Poprostu pracuję. A ludzie zarabiający te 1500-2000zł i narzekający jak to im źle i mało, to moim zdaniem niekompetentni kretyni, nieroby, lenie i matoły, nie ubliżając tym ostatnim, bo jak ktoś jest głupi no nie jego wina... Taki mamy naród. Nierobów jęczących o więcej.

Nikt nie mówi o wydajności pracy.Wszyscy na świecie mówią o wydawaniu pieniędzy.
Zwolnienia z pracy, to najbrutalniejszy sposób poprawy wydajności pracy w kryzysie.
Dopóki nie wzrośnie nam wydajność pracy dopóty nie wyjdziemy z kryzysu.
Wzrost zarobków, to może być więc gwóźdź do trumny dla gospodarki narodowej

podstawa sukcesu gospodarki jest silna i spora mala i srednia rodzima przedsiebiorczosc, a nie zdanie sie tylko na obcy kapital,ktory w czsach jak dzis pakuje manatki lub zwalnia i juz mysli o tym,zeby we wlasciwym czasie zreaktywowac sie na swoim rynku zagranica, bo tam ludzie maja wiecej do wydania. druga rzecz to disposal income, jezeli wiekszosc ludzi zaraabia ponizej sredniej krajowej (nie wiem jak zyc nawet ze sredniej) to o jakim tygrysie gospodarczym mozemy mowic..? to zdechlak a nie tygrys.I profesorem ekonomii nie trzeba byc, by znac tak proste pragmatyczne prawdy, na ktorych opeiraja sie zachodnie gospodarki. a Polakom wciska sie tylko zaciskanie pasa.
Zenujace.

To polacy będą robić więcej zakupów firmy będą miały wieksze zyski.