~Kris
/ 2007-12-20 12:11
/
Tysiącznik na forum)
Byłem tam w 2003 roku - płaciło się paczkami banknotów 1000 dolarowych. Najwiękrzym 'nominałem' były plastikowe torebki z supermarketu zawierające 1000 x 1000 dolarówek (milion dolarów)
Pensje dewaluowały się do zera w ciągu 12 godzin od wypłaty. Paliwo było niedostępne.
Przez cały ten czas moja lokalna znajoma 'należąca do układu' woziła mnie po Harare wielkim białym mercedesem
Wtedy - wyjeżdżając, dawałem im 6 miesięcy czasu do wybuchu rewolucji. Tymczasem minęły 4 lata, a Zimbabwe nadal istnieje i Mugabe nadal rządzi.
Tajemnica polega chyba na tym, że 'inflacja' dotyczy tylko stolicy. Na prowincji nie używa się pieniędzy a dobra w wymianie towarowej nie tracą na wartości. Zimbabwe wraca spokojnie do epoki wspólnot plemiennych.
Teraz już nie myślę, że wybuchnie tam rewolucja, przewiduję raczej wiele lat stagnacji, a potem walki plemienne, połączone z inwazją jednego z sąsiadów, i interwncję ONZ. W konsekwencji: kolejny Darfur.