Ekonom.
/ 195.20.110.* / 2011-02-18 13:16
Ze wszystkim bym się zgodził dyskusyjnym pkt. 5. Osób zajmujących się rolnictwem z roku na rok jest coraz mniej, więc chyba KRUS nie jest aż taką atrakcją (co też pośrednio wynika z Twojej wypowiedzi). Pomijając XVI-XVII wiek (i trochę inne realia, mniej zbiurokratyzowane, ale cięższe technologicznie i polityczne), byliśmy w stanie zarabiać na rolnictwie. Nikt wtedy nie wiedział, jak będzie wyglądać przyszłość. A obecnie nie chronimy naszego rolnictwa – sprowadzamy tańsze „płody rolne” (niekoniecznie lepsze smakowo i zdrowotnie z Europy Zach., czy z Chin), bo nasi rolnicy często nie są w stanie uzyskać atrakcyjniejszych cen mimo, że produkują wszystko na miejscu. Od dawna wiadomo, że wzrost produkcji powoduje obniżkę kosztów wytwarzania produktów. W rolnictwie nie jest inaczej. A teraz? Nabijamy kieszenie Zachodowi, im pomagamy w swoich inwestycjach i zmniejszeniu kosztów produkcji. Nie wiemy co prawda, jak będzie sytuacja wyglądać za 100-200lat. Ale w najbliższej przyszłości możemy „gdybać”, że zostanie tylko kilka największych gospodarstw z osobami na tyle zaradnymi w tych trudnych czasach, że na podstawie własnej wiedzy i doświadczenia byliby w stanie zastąpić niejednego wysoko postawionego i „wykształconego” urzędnika i wyprowadzić na prostą być może i kraj z długu, ale nie będą tego robić, aby nie zostać w tyle za innymi ze swoim gospodarstwem. Reszta – zlikwidujemy KRUS, a rolnicy stracą stopniowo źródło i tak sezonowego i niepewnego dochodu (niepewnego z powodów nie tylko cenowych, ale też pogodowych), a żeby się utrzymać, nierzadko ojcowiznę dziedziczoną od pokoleń będą dawać w odwrócone hipoteki jakimś bankom, gdyż nie będą mieć żadnego utrzymania, a jeść coś trzeba. Dzieci w większości wyjadą do „wielkich miast” klepać biedę na etacie w jakimś hipermarkecie, bo po jakiejś pseudo-wyższej szkole i tak niewiele będą mieć kwalifikacji, a ze wsią nie będą chcieli mieć nic wspólnego, bo są „z miasta”. A spadku i tak nie dostaną, bo hipoteka, to po co się interesować ojcowizną). Kwestia tylko, kto będzie kupować te wszystkie grunty i nieruchomości…
Tak więc reasumując – poza niezbędnymi reformami i budową przemysłu musimy dbać o nasze rolnictwo. Likwidacja KRUSU – ok., ale co w zamian? Rolnictwo nie jest typową firmą, fabryką. Miejscem pracy rolnika jest właśnie jego ziemia i to, co ona rodzi, a owoce tej pracy są dopiero widoczne po całorocznym doglądaniu i dbaniu o rolę. Jeśli na zachodzie rolnicy mają większe dopłaty – wzorujmy się na tym. W końcu w bezmyślnym małpowaniu innych jesteśmy świetni. Jeśli tam wymyślili coś lepsze od KRUS’u, to też podejrzyjmy, jak to funkcjonuje.
Poza tym bardziej optymistycznie – powiedzmy, że rolnictwo będzie się miało trochę lepiej, to: nasz rolnik zarobi = pracownicy sezonowi zarobią/dorobią (znajomy zatrudnia osoby ze swojej wsi przy zbiorach, ale może ze wschodu kiedyś będą do nas przyjeżdżać) = obniżą się „koszty produkcji” = będzie stać rolnika na wykupienie ubezpieczenia (zarobią firmy ubezpieczeniowe; a w razie klęski żywiołowej rolnikowi będzie łatwiej na kolejny rok kontynuować pracę = zainwestuje w nowe maszyny (być może również u nas produkowane) = rolnik dokupi z czasem grunt = kupi więcej tych niezbędnych środków chemicznych (zarobią zakłady chemiczne) = więcej pieniędzy zostaje u nas = więcej będzie krążyć w gospodarce = większe wpływy do budżetu = lepsze smakowo i zdrowotnie jedzenie = zdrowsze, mniej chorujące społeczeństwo = odciążenie dla systemu opieki zdrowotnej – ideał, ale wydaje mi się, że JESZCZE realny.