Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Amerykanie wrócili po świętach w dobrych humorach

0
Podziel się:

Dzisiaj, po dwóch sesjach wzrostu indeksów w USA, GPW powinna szybko odrobić piątkowe straty. Jest tylko jedno zagrożenie. Gracze mogą się obawiać, że po takich zwyżkach w USA rozpocznie się dzisiaj korekta i to może nieco chłodzić nastroje.

Amerykanie wrócili po świętach w dobrych humorach

Przedświąteczna sesja w USA, podczas której wygasały marcowe linie instrumentów pochodnych była znowu bardzo gwałtowna, a obrót był olbrzymi.

Ruchy kursów i indeksów nie miały jednak najmniejszego związku z publikowanymi danymi makro. Były one bardzo słabe. W ostatnim tygodniu ilość noworejestrowanych w USA bezrobotnych wzrosła do 378 tysięcy. Uważa się, że liczba większa od 350 tysięcy zapowiada znaczne osłabienie rynku pracy. Wzrosła też średnia czterotygodniowa - do 365,2 tys. Indeks Fed z Filadelfii co prawda wzrósł zgodnie z oczekiwaniami z poziomu -24 pkt. do poziomu - 17,4 pkt., ale to nadal był wskaźnik sygnalizujący recesję. Poza tym indeks spadał już czwarty miesiąc z rzędu potwierdzając to, co wcześniej widzieliśmy w raporcie Fed z Nowego Jorku - gospodarka zwalnia. Również indeks wskaźników wyprzedających (LEI) spadł piąty raz z rzędu (o 0,3 procent). Nie ulega wątpliwości, że w danych nie można było znaleźć niczego pozytywnego.

Można było obawiać się, że rynek akcji pogłębiać będzie środowe spadki, ale po publikacji tych naprawdę złych danych indeksy szybko ruszyły na północ. Najwidoczniej gracze oczekiwali, że dane będą jeszcze gorsze, ale to niczego nie zmienia - gospodarka jest w recesji. Wzrost indeksu tłumaczono ... spadkiem cen surowców, czyli tym, czym tłumaczono ich spadek dzień wcześniej. Oczywisty bezsens. Rzeczywiście tańsze surowce pomogą w opanowaniu inflacji, ale przecież gracze na rynku akcji od dawna w ogóle nie zwracają uwagi na inflację. Skąd więc te duże zwyżki? Nie tłumaczyłbym tego tylko dniem wygasania instrumentów pochodnych i normalną zmiennością - jednego dnia spadek o 2,5 procent, drugiego podobny wzrost. Nie wykluczam, że powoli zmienia się charakter rynku. Jeśli po dużych spadkach następują duże wzrosty, a indeksy i ceny akcji wracają do stanu sprzed spadków to w graczach rodzi się pytanie: po co sprzedawać? Być może już się zrodziło.

Były jednak i inne powody. Jeden z analityków mniej u nas znanej firmy podniósł rekomendację dla Fannie Mae i Freddie Mac (para-rządowe spółki zapewniające finansowanie na rynku kredytów hipotecznych) twierdząc (słusznie), że zezwolenie regulatora na zmniejszenie kapitału rezerwowego spółek dobrze przysłuży się rynkowi kredytowemu. Ceny akcji tych spółek gwałtownie rosły. Ciekawostką jest to, że ta sama informacja dotarła na rynek w czwartek, a mimo to indeksy mocno spadły. Tak to już na rynkach bywa, Kolejny analityk, Dick Bove z Punk Ziegel (też mniej znanej) odtrąbił koniec kryzysu i zapowiedział, że trzeba kupować akcje banków. Nie wyśmiewam tej rekomendacji. Może mieć rację, że jest to koniec tej odsłony kryzysu. Kolejny akt być może zobaczymy za kilka miesięcy. Być może te rekomendacje nie miałyby wielkiego wpływu na zachowanie rynków, ale okazało się, że w ostatnim tygodniu wyraźnie spadło oprocentowanie

  1. i 30. letnich kredytów ze stałą stopą oprocentowania. To zostało odebrane jako sygnał wzrostu zaufania na rynku kredytowym. To też prawdopodobnie nie wystarczyłoby do wywołania tak dużych wzrostów indeksów, ale znowu interweniował Fed. Poinformował, że pierwsza aukcja w ramach programu ,,200 mld USD pożyczek" odbędzie się 27 marca - Fed zaoferuje 75 mld USA. Nie to jest jednak najważniejsze. Fed rozszerzył listę aktywów, które będzie brał w zastaw o kolejne instrumenty bazujące na kredytach hipotecznych oraz związanych z nieruchomościami komercyjnymi. I kto powie, że Fed nie interweniuje na rynku?

W Wielkanocny Poniedziałek giełdy amerykańskie kontynuowały wzrosty. Właściwie jedyną negatywną informacją była zapowiedź rekordowych strat (wpisania w rezerwy) Bank of America. To, co dotarło na rynek musiało doprowadzić do dużych zwyżek indeksów. O tym jednak niżej. Popatrzmy wpierw na dane makro. Okazało się, że sprzedaż domów na rynku wtórnym ,,nieoczekiwanie" wzrosła o 2,9 procent. Oczekiwano niewielkiego spadku. Poza tym spadła o 3 procent ilość domów wystawionych do sprzedaży, na które nie było popytu. Pozytywny sygnał? Skądże. Mediana cenowa spadł w stosunku do poprzedniego roku o 8,2 procent i był to największy spadek w historii tych danych. Gracze jednak (zupełnie bezsensownie) na cenę nie zwracają uwagi, a przecież to ona jest najważniejsza.

Rynek akcji potwierdził, że to, co pisałem już w czwartek - nastroje się zmieniły. W piątek agencja Standard & Poor's podtrzymała ratingi dla Goldman Sachs i Lehman Brothers i co prawda zmieniła perspektywę ratingową na negatywną, ale ceny akcji i tak gwałtownie rosły. Poza tym gazety pełne były ciekawych informacji. New York Times napisał, że JP Morgan Chase prowadzi rozmowy zmierzające do podniesienia ceny za jedna akcję Bear Stearns z 2 do 10 USD. Financial Times poinformował, że banki centralne całego świata prowadzą rozmowy mające na celu zażegnanie kryzysu kredytowego. Rozważane jest podobno wykupywanie obligacji bazujących na ryzykownych kredytach hipotecznych. Co prawda Bank Anglii, najmocniej podejrzewany o chęć przeprowadzenia takich działań, zdementował tę informację, ale potwierdził, że rozmowy między bankami są prowadzone. Uważam, że dla giełdy właściwie nie ma znaczenia, czy skup będzie przeprowadzony czy nie. Najważniejsze, że o tym się mówi, więc niedźwiedzie nie odważą się zaatakować bojąc
się tego, że pogłoski się ucieleśnią. W poniedziałek dodatkowo okazało się, że regulator (agencja rządowa) zezwolił regionalnym bankom na zwiększenie o 100 mld USD wolumenu instrumentów bazujących na rynku kredytów hipotecznych. To była kolejna interwencja.

W tej sytuacji indeksy giełdowe wystrzeliły już na początku sesji do góry. Sesje zakończyły się dużymi zwyżkami, a nieforemne podwójne dno na wykresu indeksie S&P 500 sygnalizuje, że na tym nie koniec. Dopóki nie powróci zdecydowanie pod poziom 1.320 pkt. to obowiązuje sygnał kupna. Rynek jest w ,,byczym" nastroju.

GPW w czwartek dopasowała się do nastrojów panujących na innych giełdach. Indeksy spadały, a najsłabszy był sektor surowcowy pod wodzą KGHM. Spadający kurs EUR/USD prowadzi w dół ceny surowców, a to musiało temu segmentowi rynku szkodzić. Jednak już na godzinę przed południem, kiedy indeksy w Europie zaczęły odrabiać straty, WIG20 wrócił do poziomu środowego zamknięcia. Potem, podobnie jak na innych giełdach, po publikacji pierwszej partii danych w USA indeksy ruszyły na południe. Sytuacja szybko się poprawiła, ale fixing doprowadził do spadku WIG20 o 2,5 procent. Nie ma to żadnego znaczenia - to jedynie wynik wygasania marcowej serii kontraktów. Dlatego też obrót był tak olbrzymi.

Dzisiaj, po dwóch sesjach wzrostu indeksów w USA, GPW powinna szybko odrobić piątkowe straty. Jest tylko jedno zagrożenie. Gracze mogą się obawiać, że po takich zwyżkach w USA rozpocznie się dzisiaj korekta i to może nieco chłodzić nastroje. Gdyby jednak okazało się, że w USA nastroje są nadal niezłe to możemy doczekać się całkiem dużych wzrostów cen akcji. Co prawda spadki cen surowców mogą negatywnie oddziaływać na zachowanie naszego sektora finansowego, ale specjalnie bym się tym nie przejmował. Owszem, KGHM może tracić (chociaż niekoniecznie, bo wzrost kursu EUR/USD może podnosić cenę miedzi), ale przez całe tygodnie wzrosty cen ropy nie pomagały spółkom sektora paliwowego, więc teraz nie powinny mu szkodzić.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)