Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Barembruch
|

Arbitrażyści trzęsą giełdą

0
Podziel się:

Po środowej sesji na GPW inwestorzy mają nie lada ból głowy. Po tym, jak WIG20 zdołał podźwignąć się z porannych, trzyprocentowych strat, a na popołudniowym zamknięciu nawet wyjść na niemal procentowy plus, polska giełda wyrosła na jedną z najsilniejszych na świecie.

Po środowej sesji na warszawskiej giełdzie inwestorzy mają nie lada ból głowy. Po tym, jak WIG20 zdołał podźwignąć się z porannych, trzyprocentowych strat, a na popołudniowym zamknięciu nawet wyjść na niemal procentowy plus, polska giełda wyrosła na jedną z najsilniejszych na świecie.

I z jednej strony trzeba się cieszyć, że polskie akcje dzielnie znoszą zawirowania na światowych rynkach, a z drugiej - trudno oprzeć się wrażeniu, że to wszystko jest tylko pewna iluzja, sztucznie wytworzona przez tych inwestorów, którzy są zainteresowani chwilowym podtrzymaniem cen na wysokim poziomie.

Nie ulega wątpliwości, że w środę polska giełda podążyła wbrew światowym trendom. Kiedy indeksy w Paryżu, Londynie, czy Frankfurcie pogłębiały swoje dołki, tracąc 2,5-3 proc., nasze indeksy z godziny na godzinę zmniejszały straty. Kiedy zaś, zgodnie z oczekiwaniami, na minusie otworzyły się notowania na giełdach amerykańskich, nasz WIG20 niespodziewanie wyszedł na plus. Zaskoczenie graczy mogło być tym większe, że przecena na światowych giełdach nie była spowodowana jakimś widzimisię grubych ryb, rozdających karty na parkietach, ale poważnymi czynnikami ekonomicznymi - m.in. informacjami o rosnącym ryzyku niewypłacalności amerykańskich banków, uginających się pod ciężarem udzielonych kredytów hipotecznych. To właśnie dlatego najbardziej taniały - zarówno w Warszawie (w pierwszej fazie notowań), jak i na innych rynkach, akcje banków.

Określenie przyczyn nadspodziewanie dobrej postawy polskich indeksów nie jest łatwe. Najprawdopodobniej za tymi „czarami" w Warszawie stoją inwestorzy-spekulanci, którzy zarabiają na tzw. arbitrażu, czyli różnicach kursów pomiędzy rynkiem akcji i kontraktów terminowych. W piątek wygasają marcowe serie kontraktów na polskie indeksy, więc arbitrażyści mają coraz mniej czasu na swoje gierki. W środę udało im się „wyciągnąć" ceny akcji i uratować rynek przed kolejnym minikrachem. Brakowało do niego niewiele, bo w pewnym momencie WIG20 o kilka punktów naruszył niezwykle istotny poziom 3150 pkt., którego przebicie mogłoby oznaczać kolejną falę przeceny akcji.

Tym razem się udało, ale sytuacja, w której pieniądze inwestorów pozostają na łasce inwestorów-arbitrażystów, szalenie utrudnia prognozowanie wydarzeń na drugą końcówkę tygodnia. Prawdopodobnie wcześniej czy później „odchorujemy" pogorszenie koniunktury na parkietach światowych. W przyrodzie nic nie ginie, a na giełdzie - tym bardziej. Ale warto trzymać kciuki za inwestorów na całym globie, bo im szybciej pozbierają nerwy i powstrzymają przecenę, tym łagodniej „nadrabiać" dystans do nich będzie warszawska giełda. Odbicie, które nastąpiło w środę wieczorem naszego czasu na giełdach w Nowym Jorku i Ameryce Łacińskiej pozwala wierzyć w to, że naszym inwestorom przynajmniej częściowo się tym razem „upiecze".

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)