Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Krzysztof Barembruch
|

Budowlanka sama hossy nie uratuje

0
Podziel się:

Wygląda na to, że po okresie względnej równowagi sił pomiędzy popytem, a podażą - może nawet z niewielkim wskazaniem na kupujących - powoli szala koniunktury zaczyna się przechylać na korzyść sprzedających.

Wygląda na to, że po okresie względnej równowagi sił pomiędzy popytem, a podażą - może nawet z niewielkim wskazaniem na kupujących - powoli szala koniunktury zaczyna się przechylać na korzyść sprzedających.

Gorączka, która ogarnęła inwestorów po środowym przyznaniu Polsce i Ukrainie przez UEFA organizacji Mistrzostw Europy w 2012 r., trwała tylko przez kilka godzin. W czwartek nie było po niej śladu. Może z wyjątkiem branży budowlanej, której przedstawiciele na giełdowym parkiecie wciąż odczuwają wzmożony popyt inwestorów. W czwartek indeks branżowy WIG-budownictwo był jedynym, który zyskał na wartości i to aż 1,15 proc..

A to wszystko wbrew ogólnej koniunkturze, która w czwartek akcjom nie sprzyjała. Indeks największych spółek stracił przecież na wartości nieco ponad 1 proc., zaś WIG zjechał o 0,7 proc., schodząc poniżej granicy 60 tys. pkt. Poza branżą budowlaną sytuację na parkiecie ratowały właściwie tylko małe i średnie spółki, których indeksy mWIG40 i sWIG80 też co prawda traciły na wartości, ale czysto symbolicznie - nie więcej, niż 0,2 proc.

Wygląda na to, że po okresie względnej równowagi sił pomiędzy popytem, a podażą - może nawet z niewielkim wskazaniem na kupujących - powoli szala koniunktury zaczyna się przechylać na korzyść sprzedających. Widać to choćby po statystykach: już po raz drugi z rzędu znacznie więcej na całym rynku było akcji spadających, niż rosnących. Rynkowi rozpaczliwie brakuje liderów wśród największych spółek. Wśród pięciu największych spółek notowanych na parkiecie tylko PKO BP zdołał uratować się przed spadkiem, a akcje Pekao, Orlenu i KGHM straciły na wartości ponad procent.

Oczywiście nie można jeszcze mówić o trwałym pogorszeniu nastrojów. Póki co mamy na razie tylko chwilowe cofnięcie popytu, o którym świadczą niskie w porównaniu z poprzednim dniem obroty - tylko 1,8 mld zł (w środę były 3 mld zł). To może być chwilowa asekuracja, spowodowana niezbyt dobrymi doniesieniami z rynków azjatyckich i obawami o wzrost stóp procentowych. To nigdy nie służy giełdom - japoński indeks Nikkei stracił aż 1,7 proc. To musiało przełożyć się na nastroje w zachodniej Europie. Tyle, że ten mankament może już w piątek odejść w niepamięć. Wszystko zależy od danych makroekonomicznych, które w piątek nadejdą z USA. One zdecydują, czy koniec tygodnia znów przyniesie rekordy na warszawskim parkiecie, czy też raczej kontynuację huśtawki nastrojów.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)