Jedna spadkowa sesja jeszcze nie przekreśla scenariusza, zakładającego dalsze powolne odrabiania strat.
Przebieg czwartkowych notowań mógł nieco zdeprymować optymistów. Po trzech dość dobrych sesjach i wzrostach indeksu WIG20 w czwartak nastąpił odwrót od zakupów.
Straty były dość wyraźne. Na pocieszenie pozostaje to, że nawet sięgający 1,2 proc. spadek zniwelował na razie tylko połowę wcześniejszych zysków.
Tym niemniej szkoda, że do niego doszło, bo to mógł być dzień przełomowy, który mógł inwestorom pomóc w uzyskaniu wiary, że mamy do czynienia nie tylko z kilkuseryjnym odreagowaniem spadków, ale może czymś więcej.
Na to ,,więcej" nie pozwoliły niestety giełdy światowe, które w czwartek solidnie spadały i odebrały naszym bykom chęć do wędrówki pod prąd globalnej koniunktury.
W sumie jednak sytuacja pozostaje nie najgorsza. Jedna spadkowa sesja jeszcze nie przekreśla scenariusza, zakładającego dalsze powolne odrabiania strat i urabianie inwestorów w przekonaniu, że skoro WIG20 znalazł się bardzo blisko strefy 2500-2450 pkt., uznawanej przez wielu analityków za twarde dno, to w najbliższych miesiącach nic gorszego już nas spotkać nie może.
Wsparcie dla obozu byków dały w czwartkowy wieczór giełdy amerykańskie, których indeksy poszły w górę o 0,7-1 proc. W Azji co prawda już tak różowo nie było, ale też udało się uniknąć głębszych spadków, które mogłyby odbić się fatalnie na morale inwestorów w Europie Zachodniej. Indeks Nikkei w Japonii stopniał o 0,2 proc., ale nie powinno to wpłynąć znacząco na nastroje w Europie.