Jest wiele powodów, dla których nie lubimy poniedziałków. Koniec weekendu, problemy ze wstawaniem, złośliwa i zła pogoda - dla większości to najgorszy dzień tygodnia.
Ten poniedziałek inwestorzy zapamiętają jednak na długo, przez wszystkie giełdy przetoczył się bowiem istny huragan spadków.
Początek sesji zapowiadał się źle - wystarczyło spojrzeć na zachowanie się giełd azjatyckich by słusznie przeczuwać, że w Warszawie dojdzie do testowania zeszłotygodniowych dołków. Zejście niżej wydawało się być mało prawdopodobne biorąc pod uwagę końcówkę ubiegłego tygodnia, jednak tym razem bykom nie starczyło sił. Nowe minima indeksów otworzyły drogę do dalszych spadków i zanegowały pozytywne sygnały z ostatnich dni.. Myślę, że nasz rynek byłby w stanie obronić te poziomy, gdyby nie dramat, jaki odbywał się na giełdach Zachodniej Europy.
Spadki osiągające 6-7% we Frankfurcie czy Paryżu musiały być dla wszystkich inwestorów szokiem. Przecena rozpoczęła się od sektora finansowego i wyprzedaży akcji banków - inwestorzy prawdopodobnie słusznie obawiają się, ze duże zachodnie instytucje finansowe ucierpiały na kryzysie instrumentów opartych na amerykańskich kredytach subprime.
Skala wyprzedaży nosi znamiona paniki, choć sprzedaż akcji na wczorajszej sesji była prawdopodobnie dobrym pomysłem. Ponowne olbrzymie spadki giełd azjatyckich w drugim dniu tygodnia przekraczające w większości przypadków 5%, będą dziś dla Europy drogowskazem na południe. Zaczniemy sesję od silnego spadku, który dodatkowo zostanie wzmocniony likwidacją długich pozycji na rynku terminowym.
Takie skrajne sytuacje jak obecnie zdarzają się raz na wiele lat i prognozowanie dalszych ruchów jest niemalże niemożliwe. Jak zwykle powinniśmy pamiętać o ochronie kapitału, a szybcy i bardziej doświadczenie gracze mogą dziś próbować łowić okazje na głębokich spadkach, aby spróbować sprzedać akcje na tej samej sesji, lecz już na mniejszym minusie. Na razie nie warto liczyć na więcej.