Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Czekając na wyniki amerykańskich spółek

0
Podziel się:

Miniony tydzień należał do czołówki najnudniejszych okresów w historii Wall Street. Zmienność na początku kwietnia była znikoma.

ISM dla usług, tak jak w poprzednim tygodniu dla przemysłu, okazał się lepszy od oczekiwań i poprzednich odczytów. Jedyną reakcją rynku było utrzymanie poziomów z końca kwartału. Wnioski o zasiłki dla bezrobotnych uwidoczniły słabość rynku pracy, co potwierdza wcześniejsze komunikaty FED i zwiększa prawdopodobieństwo utrzymywania stóp procentowych na niskim poziomie przez najbliższe kilka miesięcy. Wydaje się, że rynek z zadowoleniem odbiera ożywienie w gospodarce z dużym bezrobociem oddalającym zaostrzenie polityki monetarnej w USA.

Początek tygodnia przyniósł wzrost rentowności 10-letnich obligacji do poziomu 4%. Może mieć to wpływ na mniejszą skłonność Amerykanów do zaciągania kredytów hipotecznych. W przyszłym tygodniu rozpoczyna się sezon wyników kwartalnych, którego apogeum przypada po 20 kwietnia. Wyniki powinny być bliskie oczekiwań rynkowych (minimalnie gorsze od IV kw.). Najbardziej istotne będą prognozy na następne kwartały, gdzie możemy mieć do czynienia ze ścieraniem się ożywienia gospodarczego i jego pozytywnego wpływu na sprzedaż spółek z mocniejszym dolarem, który zmniejsza rentowność sprzedaży eksportowej. Największej dynamiki wzrostu sprzedaży i zysku netto analitycy oczekują w sektorze surowcowym.

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące

Miniony tydzień nie był bogaty w publikacje makro czy inne ważne wydarzenia poza kalendarium. Jedynie jeszcze przed świętami okazało się, że w marcu indeks PMI dla naszej gospodarki wzrósł z 52,4 do 52,5 pkt., czyli ledwo drgnął. Inwestorzy zdecydowali jednak o zakupie akcji, dzięki czemu początek II kwartału był niezwykle byczy i pokonany został poziom oporu z okolic 2500 pkt. Po świętach zaczęły się jednak schody, gdzie sesja środowa, ale przede wszystkim czwartkowa, stały pod znakiem realizacji zysków. Jak na razie sytuacja groźna dla byków nie jest i na wykresie można doszukać się prowzrostowej formacji flagi. Wygląda więc na to, że po krótkiej korekcie wzrosty powinny być kontynuowane i prawdopodobnie będą one ostatnią już falą wzrostową przed większą korektą, którą tylu inwestorów wygląda z niecierpliwością już od maja zeszłego roku.

W przypadku regionu warto wspomnieć o Rosji, której PKB w I kwartale tego roku wzrósł po raz pierwszy od 2008 r. Tak przynajmniej wskazują dane VTB, którego indeks zwiększył się o 0,5 proc. w skali rocznej. Jeszcze w IV kwartale gospodarka naszego wschodniego sąsiada zmniejszyła się o 3,8 proc. Indeks giełdowy, podobnie jak w naszym kraju, po dobrym początku miesiąca zanotował lekką zniżkę, ale tydzień inwestorzy kończyli w zdecydowanie lepszych nastojach.

Europa Zachodnia

Kontynuacja problemów Grecji nie miała długotrwałego wpływu na zachowanie inwestorów na Starym Kontynencie. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym w większości zachowały się neutralnie i w dalszym ciągu znajdują się w pobliżu półtorarocznych maksimów.

Gdy wszystkim wydawało się, że saga grecka dobiega końca, jak diabeł z kapelusza wyskoczyły nowe informacje. Grecki minister finansów poinformował, że zeszłoroczny deficyt budżetowy może zostać skorygowany w górę do poziomu 12,9 proc. PKB, co w oczywisty sposób obniżyło, i tak już nadwątlone, zaufanie do greckich władz. Ta i inne niekorzystne spekulacje spowodowały kolejną wyprzedaż greckich obligacji, w wyniku czego rentowność papierów 10-letnich zbliżyła się w pewnym momencie do nienotowanego od 12 lat poziomu 7,5 proc., a instrumenty CDS na grecki dług osiągnęły poziom najwyższy w historii.

Dobrą wiadomością jest fakt, że reakcja europejskich inwestorów na powyższe wiadomości wydaje się być krótkotrwała. Wydaje się, że wszyscy pogodzili się już z nieuniknioną potrzebą pomocą dla Grecji ze strony Unii Europejskiej oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, tak więc newsy z mijającego tygodnia zostały już zdyskontowane. Tematem na oddzielną dyskusję są pytania, czy wspominane 25 mld euro wystarczy oraz, czy w kolejce po pomoc nie ustawią się Portugalia, Hiszpania, Irlandia czy Włochy.

Tydzień kończymy w lekko pozytywnych nastrojach, przede wszystkim dzięki sentymentowi za oceanem, gdzie kłopoty Grecji tak naprawdę nikogo nie obchodzą. Po weekendzie przekonamy się, czy zachodnioeuropejskie indeksy będą próbowały bić kolejne półtoraroczne rekordy, czy też inwestorzy powoli będą dojrzewać do realizacji zysków.

Azja

Jest bardzo prawdopodobne, że będziemy świadkami deficytu handlowego w kraju środka po raz pierwszy od sześciu lat. Tak przynajmniej prognozuje większość analityków oraz są to główne argumenty stojące naprzeciw uwolnieniu juana, o co mocno zabiegają Amerykanie. Szczegóły poznamy w sobotę, 10 kwietnia. Według prognoz wartość deficytu może być na poziomie 390 mln USD i jest po części determinowany wzrostem cen surowców.

Amerykański sekretarz skarbu, Timothy F. Geithner, spotkał się w czwartek w Pekinie z przedstawicielami rządu Chin. Naciski Amerykanów na pewno nie są niczym przyjemnym, zwłaszcza, że w opinii wielu ekonomistów Chińczycy kilkukrotnie poczynili kroki, aby zminimalizować dysproporcje w handlu międzynarodowym. Obecnie władze obawiają się, że zmiany na rynku walutowym mogłyby spowodować osłabienie dynamiki eksportu. Karzeł splątany miliardem cienkich nici, odradzający się w otoczeniu quasi-gospodarki rynkowej, drży przed kolejnym spowolnieniem.

Z pewnością nie podejmie istotnych kroków, póki nie będzie przekonany, że ożywienie gospodarcze ma już charakter co najmniej średnioterminowy. Nieoficjalnie inwestorzy spekulują, że niebawem możemy stać się świadkami lekkiego uwolnienia waluty w podobnym modelu, jak miało to miejsce w 2005 roku, ale wachlarz zmian zamiast 2% zostanie ograniczony do 0,5%. Wzrost gospodarczy w tym trzecim co do wielkości kraju świata przyśpieszył do 10,7 % w czwartym kwartale 2009 roku i jest to poziom najszybszy od 2007 roku. Inflacja okazała się być wyższa od prognoz i wyniosła 2,7 proc. w lutym. Ceny nieruchomości szybowały w górę najszybciej od prawie dwóch lat. W perspektywie roku 2010 przewiduje się, że marcowy deficyt handlu był raczej sprawą incydentalną oraz, że dynamika eksportu wzrośnie w następnych kwartałach.

W najbliższych dniach poznamy dane dotyczące podaży szerokiego pieniądza M2 oraz wielkości akcji kredytowej. Inwestorzy widzą koniec zbliżającego się konfliktu Pekin-Waszyngton i od drugiej połowy marca ruszyli na zakupy. Miniony tydzień indeks Shanghai „akcji B" kończył zdecydowanie nad kreską. Wskaźnik spółek sektora nowych technologii był blisko poziomów z początku tygodnia.

W Japonii nie spodziewamy się znaczących zmian. Rząd oraz Bank Centralny wspólnie walczą z deflacją. Zauważalne jest lekkie ożywienie w sektorze inwestycji przedsiębiorstw. Systematycznie realizowana strategia deprecjacji jena, tak mocno oczekiwana przez przedsiębiorców, daje podstawy sądzić, że najgorszy scenariusz mamy już za sobą. Jednak po dwóch zielonych miesiącach przyszedł czas na korektę i od początku tygodnia spółki oraz indeksy kraju kwitnącej wiśni były pod wodą.

W lutym inflacja w trzeciej co do wielkości gospodarce Azji ma już wartość prawie dwucyfrową i jest to poziom najwyższy od 2008 roku. Władze jasno komunikują że programy stymulacyjne są już wycofywane oraz że część gotówki będzie ściągana z rynku. Indyjski rynek akcji prawdopodobnie już zdyskontował przewidywaną podwyżkę stóp procentowych o 50 punktów bazowych. Główny index BSE30 kończy koniec tygodnia na plusach.

Ameryka Łacińska

Ulewny deszcz padający od poniedziałku w południowo-wschodniej części Brazylii, uważa się za najbardziej obfity od blisko półwiecza. W związku z nim doszło już do licznych osunięć ziemi, które zniszczyły domy, drogi oraz samochody w okolicy Rio de Janeiro. W tym czasie inwestorzy najwyraźniej bali się wychodzić na ulicę i większość czasu spędzili na zakupach przed monitorami swoich komputerów. Akcje linii lotniczych oraz firm branży nieruchomości i budownictwa rosły po doskonałych informacjach o znacznym wzroście popytu w marcu na te usługi.

Z dużych spółek najwyższe wzrosty (ponad 4,5 proc.), poparte ogromnymi obrotami, notowała Vale, światowy potentat rudy żelaza, który, jak pisaliśmy dwa tygodnie temu, negocjował długoterminowe kontrakty cenowe z jednym z Chińskich koncernów. Rosły również banki. Na czwartkowej sesji brazylijskie akcje wzrosły najmocniej od ponad tygodnia, a główny indeks Bovespa urósł ponad 1,4 proc., osiągając tym samym najwyższy poziom od czerwca 2008 roku. W regionie Ameryki Łacińskiej rosły akcje spółek z Argentyny, Chile oraz Peru. Meksykański Merval czwartkową sesję kończy na poziomie 2470 punktów, czyli prawie 3 proc. na plusie.

Przez początek tygodnia pozytywnie zachowywały się również akcje spółek sektora paliwowego. Niestety, od czwartku, wraz z korektą na ropie, zauważyliśmy duże obroty i sporą podaż zwłaszcza Petroleo Brasileiro. Mimo lekko „korekcyjnej" części tygodnia, w perspektywie ostatnich 7 dni właściciele funduszy inwestycyjnych z tego regionu wychodzą na solidnych plusach. Największe zyski zanotowały fundusze nominowane w euro. Liderem tych wzrostów był Schroeder ze wzrostem o 5 proc., następnie BlackRock - 4,4 proc. i HSBC - 4,2 proc. Kolejne pozycje zajęły fundusze dolarowe oraz w polskim złotym. W regionie stawkę zamyka złotowy fundusz ING Ameryki Łacińskiej z dodatnią stopą zwroty na poziomie 1,46 proc.

Surowce

Ceny ropy naftowej typu Crude po wybiciu w dniu 23 marca br. poziomu 80 dolarów za baryłkę, znacząco utrzymuje się powyżej tego poziomu. W piątkowe popołudnie za baryłkę płacono w Nowym Jorku 86 dolarów. W porównaniu z poprzednim tygodniem daje to 0,5 proc. wzrost cen. Ponownie środowy raport z Departamentu Energii pokazał wzrost stanów magazynowych, tym razem o 1,98 mln baryłek. Informacja ta pozostała bez wpływu na ceny, a spadek w tym dniu wygenerowany był poprzez umacniającego się dolara. Generalnie przez cały tydzień rynek ropy pozostawał w odwrotnej korelacji z zachowaniem się amerykańskiej waluty. Wydaje się, że najbliższy czas przyniesie podążanie cen ropy naftowej ku technicznemu oporowi wyznaczonemu na poziomie 89,7 dolarów.

Tydzień na rynku miedzi przyniósł kosmetyczny wzrost notowań, bo o 0,5 proc. Jednak, trzeba zauważyć, że wtorkowe notowania wyznaczyły nowe roczne maksimum cen na poziomie 7967 dolarów za tonę. Po ustanowieniu szczytu ceny cofnęły się, a w Londynie w piątkowe popołudnie miedź kosztowała 7896 dolarów. Wzrosty cen to efekt spekulacji, że amerykańska gospodarka będzie powoli „wracać do zdrowia". To wydaje się być jedynym wytłumaczeniem, ponieważ Chiny są coraz bardziej zaniepokojone rosnącą bańką spekulacyjną na rynku nieruchomości w tym kraju. Może to skłonić rząd chiński do interwencji, np. poprzez nałożenie podatków od nieruchomości. Ponadto, rynek obawia się, że zapotrzebowanie na ten surowiec może być niższe niż początkowo planowano.

Ma to swoje uzasadnienie w rosnących różnicach pomiędzy ceną miedzi w natychmiastowej dostawie, a tą notowaną w kontraktach terminowych. Wniosek z tego jest taki, że faktyczna obecna sprzedaż nie podąża za sprzedażą przyszłą wynikającą z kontraktu, co może być odczytane jako „zadyszka" strony popytowej. Sytuacja techniczna na rynku miedzi wydaje się być stabilna. Ceny są po środku kanału wzrostowego, a najbliższe wsparcie znajduje się na poziomie 7683 dol./t. (szczyt z początku stycznia) a opór to górne ograniczenie długoterminowej linii trendu wzrostowego, czyli poziom 8030 dol. za tonę.

Złoto zdrożało o prawie 3 proc., a za uncję kruszcu płaci się obecnie 1156 dolarów. Zazwyczaj ten metal szlachetny jest mocno uzależniony od sytuacji na rynku walutowym, a dokładnie od zachowania się amerykańskiej waluty. Patrząc przez pryzmat całego tygodnia można było się dziwić, że złoto drożeje pomimo umacniania się dolara do euro. Podstawowym bodźcem do wzrostu cen były spekulacje, że amerykański FED jest daleki od decyzji o podwyżce stóp procentowych w tym kraju, co zachęciło inwestorów do kupna kruszcu. Ponadto, od jakiegoś czasu można zauważyć, że inwestorzy coraz baczniej zwracają uwagę na kłopoty Grecji, co zwiększa awersję na ryzyko i kieruje kapitał w „bezpieczniejsze" aktywa. Z analizy technicznej wynika, iż notowania naruszyły górne ograniczenie trendu bocznego w widełkach 1060-1150 dolarów za uncję. Bardziej przekonujące złamanie tego oporu da bodziec do wygenerowania kolejnej fali wzrostowej, która to powinna zmierzać do pobicia szczytu ustanowionego na poziomie 1226 dolarów za tonę.

Waluty

Na wykresie dziennym EUR/USD w końcówce tygodnia przedświątecznego wyrysowało się na szczycie korekty „objęcie bessy" (formacja parospadkowa), co zaowocowało z kolei w minionym tygodniu kontynuacją umacniania się dolara względem euro. W czwartek notowania zbliżyły się do ostatniego dołka z 25 marca. Ten poziom wsparcia uruchomił obronę i posiadacze euro ponownie złapali chwilę oddechu. Patrząc na strukturę ostatnich ruchów bardziej prawdopodobne w dalszym ciągu wydaje się umacnianie dolara niż budowanie większej korekty.

Trend spadkowy póki co jest niezagrożony, a gra na jego odwrócenie jest nieracjonalna. Oczywiście niektórzy mogą już widzieć oczyma wyobraźni początek struktury zwanej „podwójnym dnem" (która w efekcie powinna umocnić euro), ale do jej potwierdzenia jest jeszcze daleka droga. Polski złoty w ujęciu tygodniowym stracił do głównych walut. W piątek o godzinie 15:00 kurs EUR/PLN oscylował wokół poziomu 3,87, USD/PLN 2,89, a CHF/PLN 2,69. Na razie wygląda to na drobną korektę i nie zmienia to w żaden sposób pozytywnego postrzegania naszej waluty.

Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:

Łukasz Bugaj, Jacek Maliszewski, Piotr Olejniczakowski, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Piotr Trzeciak, Konrad Widuliński, Jan Żuralski.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)