Początek tygodnia na większości europejskich parkietów upływał w słabych nastrojach, a wątpliwości zasiało m.in. mieszane zachowanie giełd azjatyckich. Ważniejszych danych makro, skąd mógłby popłynąć impuls dla popytu, nie było, a dodatkowym pretekstem dla pogorszenia było zachowanie kontraktów amerykańskich sugerujące spadki za Atlantykiem.
Najważniejsze indeksy w Europie zaczęły wprawdzie bez większych zmian, ale w powyższych okolicznościach, atmosfera szybko się pogorszyła. Po nieco ponad półtorej godzinie zapanowało pewne uspokojenie, jednak byki nie były w stanie doprowadzić do większej zmiany obrazu rynków. Tuż po otwarciu w USA część wskaźników zeszła na nowe minima i choć krótko potem miało miejsce odbicie, to nie na tyle duże by mocniej zmienić sytuację.
WIG20 otworzył bez większych zmian, ale szybko podążył w dół, a celem podaży było wsparcie w przedziale 1803-1824 pkt. Górna granica padła bez problemów, jednak tuż powyżej dolnej nastąpiło odbicie. Indeks zaczął odrabiać straty i przez trzy godziny piął się do góry. Pod koniec pierwszej połowy nastąpiło wyhamowanie i nastroje znów zaczęły się pogarszać. Rynek powoli osuwał się coraz niżej i w końcówce dotarł w pobliże porannego minimum. Nie dało się go poprawić, a dzięki odbiciu w końcówce wsparcie zostało utrzymane.
Sesja ma niekorzystną wymowę, choć udało się jeszcze uniknąć mocniejszych sygnałów zapowiadających dalsze spadki w najbliższym czasie. Popyt utrzymał bowiem pierwsze mocniejsze wsparcie w przedziale 2803-2824 pkt. Spadek nie został też poparty obrotami, ale powodów do optymizmu nie ma zbyt wiele. Przy obecnych poziomach ryzyko kolejnych testów bariery jest bardzo duże, a przemawiają za nimi takie chociażby przesłanki, jak wczorajsze zachowanie rynków za oceanem.
Przebicie nie będzie jeszcze wprawdzie argumentem dla większego pesymizmu, ale otworzy drogę do kluczowych krótkoterminowych barier w przedziale 1759-1785 pkt. Dopiero w ich pobliżu powinien rozstrzygnąć się kierunek trendu.