Ostatnia sesja roku (31.12) powinna była przebiegać w USA bardzo spokojnie, ale okazało się, że jaki rok taki i jego koniec i spokojnie wcale nie było.
Na pozór wydawało się, że gracze dostali pozytywne informacje, bo ilość domów sprzedanych na rynku wtórnym nieco wzrosła (0,4 proc.). spadła jednak i to znowu dynamicznie w stosunku do zeszłego roku mediana cenowa (o 3,3 proc.) - w poprzednim miesiącu spadła o 5,5 proc. Jedynym pozytywem było to, że o 3,6 procent spadła w listopadzie ilość domów wystawionych na sprzedaż i niesprzedanych. Tyle tylko, że analitycy zwracają uwagę, iż taki spadek jest typowym zjawiskiem sezonowym.
Gracze potraktowali te dane tak, jak na to zasługują, czyli praktycznie je zlekceważyli. Jedynie rynek walutowy wykorzystał je jako pretekst do wzmocnienia dolara, który już wcześniej miał tendencję do umacniania się. Spadek kursu EUR/USD był zadecydowanie zbyt duży, ale to zapewne dlatego, że rynek był bardzo płytki. Umocnienie dolara obniżyło ceny surowców. Złoto, miedź i ropa jednomyślnie taniały.
Popatrzmy, jakie to informacje zmroziły nastroje. Przede wszystkim niepokoiły rynek informacje o możliwych stratach Wachovii (czwarty bank w USA). Problem w tym, że bank miał je ponieść nie na obligacjach CDO (bazujących na kredytach hipotecznych na rynku budowy domów), a na obligacjach CMBS (commercial mortgage-backed securities) bazujących na kredytach hipotecznych na budowę obiektów komercyjnych.
To zupełnie nowy problem, więc nic dziwnego, że zaniepokoił inwestorów. Poza tym odezwał się znowu problem Merrill Lynch. Już w piątek po sesji byli akcjonariusze First Republic Bank złożyli pozew do sądu zarzucając ML, że w czasie fuzji FRB i ML ukrywała straty poniesione na rynku kredytowym. W poniedziałek The Observer napisał, że ML szuka w Chinach i na Bliskim Wschodzie kolejnych chętnych do kupienia jej akcji.
Przypomina to już zbiórkę do kapelusza, a to nie mogło się nikomu spodobać. Ucierpiał tez rynek ubezpieczycieli kredytów i obligacji, bo okazało się, że ilość ubezpieczonych kredytów, które nie są spłacane od 60 dnia wzrosła w listopadzie o 35 procent.
Jak widać na rynek akcji napłynęły niedobre informacje, ale warto zauważyć, że dotyczyły one przede wszystkim sektora finansowego, a jednak traciły na wartości akcje we wszystkich sektorach. Byki nawet walczyły, żeby zmniejszyć rozmiary porażki, ale niezbyt się to udało.
Warto odnotować, że po raz pierwszy od 33 lat zarówno listopad jak i grudzień zakończyły się na giełdach amerykańskich spadkami. W dużym stopniu ostatnią, spadkowa sesję roku tłumaczy się względami podatkowymi, bo gracze ze stratami chcą je rozliczyć w 2008 roku, ale widać też, że gracze nie bardzo wierzą w ,,efekt stycznia", bo gdyby wierzyli to staraliby się go wyprzedzić. Źle to wróży rynkowi amerykańskiemu w dłuższym okresie.
Na GPW piątkowa sesja kończyła cały giełdowy rok. Rozpoczęła się spadkiem indeksów wynikającym wyłącznie z przeniesienia nastrojów z USA. Przez długi czas nawet wyraźna poprawa widoczna na innych rynkach europejskich nie poprawiała u nas sytuacji.
Największy wpływ na spadek indeksów miały Pekao i PKO BP oraz KGHM. Zupełnie fatalna była końcówka, która doprowadziła do dwuprocentowego spadku WIG20. Najgorsze w tej sesji było to, że znacznie wzrósł obrót. Wyglądało to tak jakby duża część funduszy uważała, że koniec globalnego (z wyłączeniem Polski i Japonii) rajdu św. Mikołaja oznacza powrót do spadków na początku 2008roku.
Dzisiaj dane z USA napływać zaczną od 16.00, więc nasz rynek skazany jest na zgadywanie. Wydaje się, że stanowczo przesadzony spadek z piątkowej, kończącej rok sesji, powinien zapewnić przynajmniej neutralne zachowanie rynku na początku sesji. Potem już wszystko będzie zależało do oczekiwań co do przebiegu sesji w USA.