Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Fatalny stan rynku pracy w USA zapowiada recesję

0
Podziel się:

Mamy teraz bardzo trudną sytuację. Zostały wygenerowane sygnały sprzedaży, a trwałe (podkreślam słowo „trwałe") przełamanie poziomu 3,500 pkt. powodowałoby, że na wykresach powstałaby formacja nieregularnego podwójnego szczytu, a to zapowiadałoby dalszą przecenę.

Fatalny stan rynku pracy w USA zapowiada recesję

Piątek rynki finansowe rozpoczęły bez większych emocji. Widać było, że gracze czekają na raport z amerykańskiego rynku pracy i nie bardzo mają ochotę na zdecydowane ruchy.

Zarówno indeksy giełdowe, jak i kursy walut stabilizowały się, ale po godzinie optymizm, jednak tylko na chwilę, przeważył. Kurs EUR/USD rósł w oczekiwaniu na słabe dane z USA. Europejskiej walucie pomógł też Jean-Claude Trichet, prezes ECB, który podczas konferencji we Frankfurcie dał znać, że stopy procentowe mogą niedługo wzrosnąć.

Ta właśnie wypowiedź ochłodziła nastroje na giełdach. Pogorszyły sytuację dane o niemieckiej produkcji przemysłowej - wzrosła tylko o 0,1 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,8 proc.), a dobiły dane makro z USA. Indeksy spadły po około 2,5 proc.

Gracze na rynkach światowych z nadzieją wpatrywali się w to, co zrobią inwestorzy amerykańscy po publikacji danych makro. Z nadzieją, bo przecież od wielu tygodni tylko z powodu nadziei na obniżkę stóp rynki utrzymywały się w jako takiej formie.

Okazało się jednak, że miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy nie był zły. Był dramatycznie zły, czego nie oczekiwał chyba nikt. Tak się kończy brak wyobraźni (mojej oczywiście). Napisałem, w piątek, że im gorsze dane tym lepiej, ale myślałem, że będzie to jakieś 50-70 tys. na plusie, a nie taki dramat.

Owszem, raport ADP i Challengera sygnalizował, że dane będą gorsze od prognozowanych 110 tysięcy. ale było oczywiste, że wzrost na przykład o 60 tysięcy nikogo by nie wystraszył, a większość graczy ucieszył. Okazało się jednak, że po raz pierwszy od 4 lat ilość miejsc pracy zmniejszyła się (o 4 tys.). Na domiar złego zweryfikowano również w dół dane z lipca (z 92 na 68 tys.) i czerwca (to była szokująca weryfikacja: ze 126 tys. do 69 tys.).

Nic dziwnego, że rentowność obligacji wręcz załamała się (ceny gwałtownie wzrosły), a dolar gwałtownie osłabł. Kurs EUR/USD mocno wzrósł, a USD/JPY jeszcze mocniej spadł. Takie osłabienie dolara powinno było bardzo podnieść ceny surowców, ale tylko złoto zdrożało dosyć mocno (1 procent).

Cena miedzi spadła, bo jeśli gospodarka zmierza w stronę recesji to popyt na miedź spadnie. Rynek ropy nie bardzo wiedział, co wybrać: recesję czy słabość dolara, więc przez dłuższy czas po prostu nic nie robił, ale w końcu wybrał wzrost ceny o 0,5 proc.

Dane były takim szokiem, że indeksy giełdowe rozpoczęły sesję dużym spadkiem. Gracze bardzo chcieli zobaczyć, że rynek pracy jest słaby, bo to zachęciłoby Fed do obniżenia stóp, ale nie chcieli załamania grożącego recesją.

Sytuacja jest teraz bardzo poważna, bo zły stan rynku pracy w połączeniu z kryzysem na rynku nieruchomości, spadającymi indeksami giełdowymi i ograniczeniami w przyznawaniu kredytów negatywnie wpłyną na nastroje konsumentów. Ograniczenie ich wydatków mocno uderzyłoby w gospodarkę USA, a obniżka stóp nie musiałaby szybko doprowadzić do poprawy sytuacji.

Na domiar złego Wall Street Journal poinformował, że Alan Greenspan, były szef Fed, twierdzi, iż sytuacja na rynkach finansowych jest w wielu aspektach identyczna do tej w 1987 roku (krach październikowy), czy w 1998 roku (kryzys wynikający z bankructwa funduszu LTCM).

Co prawda pojawili się urzędnicy administracji waszyngtońskiej (sekretarz skarbu Henry Paulson, doradca ekonomiczny Białego Domu Ed Lazear i sekretarz handlu Carlos Gutierrez), którzy na wszelkie sposoby usiłowali wyjaśnić, że gospodarce nic nie grozi, ale wszyscy gracze doskonale znali pojęcie ,,urzędowego optymizmu", więc trudno było oczekiwać reakcji.

Wysiłki te podważyli zresztą członkowie Fed. Przecież jedyną nadzieją byków było to, że Fed pomoże i obetnie stopy. Tymczasem czterech wypowiadających się w piątek członków Fed (z Atlanty, St. Louis, Nowego Meksyku i Kansas City) dało wyraźny sygnał: ryzyko osłabienia gospodarczego wzrosło, ale Fed nie będzie ratował nieostrożnych inwestorów z opałów.

Słowa słowami, ale według mnie Fed stopy w tej sytuacji obniży. Gracze też to wiedzieli, więc indeksy pozostawały w trendzie bocznym (na bardzo niskim poziomie) przez prawie całą sesję. Wydawało się, że w końcówce albo zapanuje panika albo wręcz przeciwnie - impuls popytowy wywoła gwałtowne zamykanie krótkich pozycji.

Nic z tych rzeczy się jednak nie wydarzyło. Indeksy zmniejszyły jednak trochę skalę spadku. Taki bezruch nie jest złym sygnałem.

Nadal, do 18 września, czyli posiedzenia FOMC, gracze będą mieli nadzieję na pomoc Fed, ale będą też już bardzo bacznie obserwowali dane makro. Jeśli pojawią się sygnały potwierdzające nadejście recesji to nic nie uchroni indeksów przed dużymi spadkami.

Szczególnie groźne byłoby to wtedy, gdyby z sektora finansów napływały nadal złe informacje. Widać, że sytuacja byków jest bardzo trudna. Wydaje się, że jedyne do czego mogą dążyć to, przy odrobinie szczęście, do wprowadzenia rynku w trend boczny przed posiedzeniem FOMC.

Poniedziałek jest dniem bez istotnych danych makro. Raport o niemieckiej produkcji przemysłowej może wpłynąć jedynie i to tylko na chwilę na zachowanie walut.

Czy WIG20 obroni 3.500 pkt.?

W piątek polski złoty zachowywał się podobnie jak inne waluty na całym świecie. Kursy stabilizowały się. Jednak, po wypowiedzi szefa ECB kurs EUR/USD ruszył na północ, a to zaczęło wzmacniać naszą walutę.

Reakcja rynków walutowych na szokująco złe dane z rynku pracy w USA doprowadziła do dalszego umocnienia się złotego do dolara. W stosunku do euro, po szybkich ruchach, nasza waluta straciła. Jest to jednak zdecydowany jej sukces, bo duży spadek kursu USD/JPY powinien był doprowadzić złotego do dużego osłabienia do obu walut.

Z tego wynika, że złoty trzymał się tak mocno czekając na decyzję Sejmu o skróceniu kadencji. Jeśli to jest prawda to dzisiaj złoty powinien się wzmocnić zarówno do dolara jak i do euro. Gdyby tak się nie stało to nie zmniejszałoby przekonania o sile złotego, ale redukowałoby do zera szansę na umocnienie z powodów politycznych.

Jeśli zaś potwierdzi się, że odnalezione zostały teczki Ryszarda Krauzego, Jana Kulczyka, Zygmunta Solorza, Michała Sołowowa oraz Romana Karkosika i zostaną one użyte do tworzenia drugiej części raportu o WSI to możemy jednak tym razem zobaczyć negatywny wpływ polityki na rynki. Graczom zagranicznym nie spodoba się pomysł atakowania biznesu.

GPW rozpoczęła piątkowa sesję wzrostem indeksów, ale był on mniejszy niż strata, która wynikła w czwartek z dziwacznego fixingu. Jednak popyt systematycznie podnosił kursy akcji i już po 30 minutach sytuacja wróciła do stanu sprzed tego dziwnego zakończenia, a potem indeksy nadal rosły.

Nawet przedpołudniowe spadki na innych giełdach europejskich nie zmieniły tego stanu rzeczy. Jedynie MWIG40 trzymał się blisko poziomu czwartkowego zamknięcia. Taki stan utrzymywał się do 14.30, czyli do publikacji danych w USA. Szok wywołany spadkiem ilości miejsc pracy był tak duży, że na GPW, w kilka sekund, z ponad jednoprocentowego wzrostu zrobił się najpierw niewielki, a potem całkiem spory spadek. Recesja w USA źle wróży indeksom giełdowym.

WIG20 przełamał poziom 3.500 pkt., ale na fixingu został podciągnięty ponad ten poziom. Nie sugerowałbym się małym spadkiem indeksu. W czwartek sztucznie został o 1,3 pkt. proc. obniżony, więc ten piątkowy spadek o 0,9 proc. było tylko doprowadzeniem do normalnego, europejskiego stanu, czyli spadku o ponad dwa procent.

Mamy teraz bardzo trudną sytuację. Zostały wygenerowane sygnały sprzedaży, a trwałe (podkreślam słowo ,,trwałe") przełamanie poziomu 3,500 pkt. powodowałoby, że na wykresach powstałaby formacja nieregularnego podwójnego szczytu, a to zapowiadałoby dalszą przecenę.

Szybki zwrot taką, złowróżbną, formację by anulował, ale to nie znaczy, że rynek powróci do hossy. Nie wydaje się prawdopodobne, żeby dzisiaj ten poziom na początku sesji ocalał, ale potem polowanie na odbicie w USA powinno doprowadzić do umocnienia wsparcia.

Osobnym tematem jest zachowanie kursów spółek Michała Sołowowa i Romana Karkosika. Obawy, że ich ewentualne umieszczenie w raporcie o WSI doprowadzi do przeceny mogą już dzisiaj szkodzić ich kursom.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)