Druga w tym tygodniu sesja była bardzo podobna do poprzedniej. Indeksy mozolnie pięły się w górę, ale chętnych do handlowania było niewielu.
Większość graczy przygląda się rozwojowi wypadków na parkiecie i nie zdecydowała się jeszcze, by wsiąść do giełdowego pociągu. Może i trudno im się dziwić, skoro nie wiadomo w którą stronę ów pociąg wyruszy ze stacji ,,korekta". Wtorek nie przybliżył nas do odpowiedzi na to pytanie ani na jotę.
Owszem, WIG20 zakończył dzień niemal 1 proc. na plusie, ale tylko dzięki wyciąganiu kursów w ostatnich minutach sesji i to przy niskich, jak wspomnieliśmy wyżej, obrotach, nie przekraczających 1,3 mld zł. Zresztą gdyby nie 3,2-proc. wyskok w górę kursu Telekomunikacji Polskiej, to wzrost WIG20 byłby dużo mniej wyraźny. Tak, czy siak, poziom 3640 pkt. to dla tego indeksu obiecujący postęp w stosunku do poprzednich sesji, ale w dalszym ciągu nie można powiedzieć, by kluczowa z punktu widzenia perspektyw na najbliższe tygodnie strefa 3600-3650 pkt. została pokonana.
Wprawdzie największym spółkom dzielnie sekundowały te średnie i mniejsze, a mWIG i sWIG poszły w górę o 0,4-0,6 proc., jednak w statystykach giełdowych nie widać miażdżącej przewagi firm rosnących. Raptem 160 wobec 130 spadających, Widać więc, że rynek pchają do góry stosunkowo niewielkie grupy spółek. To po części tłumaczy niewielkie tempo, z jakim indeksy toczą się w kierunku szczytów. Niestety trzeba brać pod uwagę scenariusz, że potencjał kupujących, tak oszczędnie gospodarowany i rozkładany na poszczególne sesje, powoli się wyczerpuje.
Ale może kolejna dobra sesja w USA - amerykańskie indeksy zakończyły wtorkowy dzień ponad 1 proc. na plusie - jednak zmobilizuje inwestorów do poważniejszych zakupów. Przydałoby się przedłużenie aktualnie trwającej serii trzech wzrostów z rzędu, bo sytuacja na giełdzie wygląda z dnia na dzień coraz lepiej.