Od samego początku sesji sytuacja indeksów nie wyglądała na dobrą. Widać było, że kupujących raczej nie ma. Wystarczyło więc, że sprzedający akcje będą chętni do tego. I byli. Indeksy osuwały się powoli, ale bardzo konsekwentnie. Ok. godz. 14.30 (czyli momencie rozpoczęcia kontraktów w USA, choć giełdy były tam dziś zamknięte) spadki przyspieszyły.
Jeszcze wyraźniej niż wskaźniki giełdowe traciły kontrakty terminowe na WIG20. Futeres staniały o 4,5 proc. do 1614 punktów. Tutaj wsparciem wydaje się poziom o 14 pkt. niższy.
Spadek WIG20 o ponad 3,5 proc. oraz WIG o 2,68 proc. pokazują, że GPW nieubłaganie dąży do testowania dna bessy. Bardzo wyraźnie widać to na przykładzie najszerszego indeksu WIG, w tym przypadku przebicie poziomu 26 tys. pkt. prowadziło właśnie do dna.
Ciężkie chwile przeżywali dziś akcjonariusze Odlewni - pierwszej spółki z GPW, która poinformowała o swoim (możliwym) bankructwie. Akcje Odlewni potaniały dziś ponad 45 procent.
Słabość GPW, która była dziś jedną z najgorszych giełd w Europie, odzwierciedlała także nasza waluta. Złoty również tracił wyraźnie na tle innych walut z regionu. Kurs CHF/PLN był dziś już powyżej 2,9 zł, mocno zyskiwał dolar, za którego płacono dziś 3,27 złotych. W stosunku do euro nasza waluta była najsłabsza od 4 lat.
Generalnie dzień nie był udany. Niestety sesja nie jest wyjątkiem, lecz wpisuje się w światowy trend. Wciąż dochodzę niepokojące informacje z sektora finansowego - np. rekordowa strata roczna banku Royal Bank of Scotland (41 mld dol., akcje spadły o 70 proc.). Prognozy PKB w Europie zostały obniżone, podobnie zresztą i Polski - według JP Morgan nasza gospodarka nie rozwinie się w tym roku.
Trend, mimo zaprzysiężenia Baracka Obamy, wydaje się nieubłagany i do dołków dojdziemy.