Na giełdach w ostatnich dniach doszło do wielu rozstrzygnięć. Z jednej strony mieliśmy bardzo dużo pozytywnych informacji, z drugiej negatywne nastroje wspierane przez duet Obama i Bernanke.
WIG20 w piątek zamknął się na poziomie 4,95 procent. Małe oraz średnie przedsiębiorstwa wypadły trochę lepiej i zakończyły notowania odpowiednio na 2,87-proc. i 1,89-procentowym minusie.
Piątek nie obfitował w istotne dane makroekonomiczne. Głównymi publikacjami były odczyty inflacji - zarówno producenckiej, jak konsumenckiej. Wartości wskaźników jednak nie były zaskoczeniem dla analityków prognozujących wzrost cen.
Amerykański duet rządzi
Biorąc pod uwagę wiele informacji, które wstrząsnęły giełdami w tym tygodniu wydaje się, że to wystąpienia dwóch najpotężniejszych osób w USA zostało odebrane najbardziej negatywnie. Analitycy i inwestorzy giełdowi są już w stanie recytować to co powiedział lub powie na następnym wystąpieniu Ben Bernanke - _ Gospodarka rozwija się wolniej niż przypuszczaliśmy, jeśli zajdzie taka potrzeba to Fed ma i użyje odpowiednich narzędzi. _Takie stwierdzenia już frustrują i denerwują graczy giełdowych, którzy oczekują konkretnych rozwiązań.
KURSY WALUT W BANKACH:
Nieco bardziej rzeczowe było wystąpienie Baracka Obamy. Zapowiedział on plan, który ma głównie na celu redukcję bezrobocia. Plan przewiduje obniżkę w przyszłym roku o połowę podatków od płac, pomoc federalną dla władz stanowych i społeczności lokalnych, aby nie musiały zwalniać swoich pracowników a także rozszerzenie świadczeń dla bezrobotnych. Obama nie podał jakie będą koszty proponowanych przez niego zmian dla budżetu, ale Biały Dom ujawnił, że oszacowano je 447 miliardów dolarów.
Strefa euro uratowana?
Ważne decyzje zapadły w państwach borykających się z kryzysem zadłużenia. Włochy przyjęły poprawiony plan oszczędnościowy, który zakłada przyjęcie cięcia rzędu 54 miliardów euro. Do poprawek wprowadzono 3-procentowy podatek dla najbogatszych oraz zwiększyli stawkę VAT. Głosowanie nad pakietem było swoistym votum zaufania dla Berlusconiego.
Hiszpania z kolei wprowadziła poprawkę do ustawy zasadniczej, która ma chronić finanse publiczne. Zakłada, że zwiększenie deficytu budżetowego ponad 0,4 proc. PKB może nastąpić jedynie na wypadek recesji, klęski żywiołowej lub nadzwyczajnych sytuacjach.
SNB wkroczył do akcji
Szwajcarski bank centralny (SNB) powiedział "dość" drogiemu frankowi i zainterweniował. Nie była to jednak klasyczna, jednorazowa interwencja, ale ustawienie poziomu, którego bank będzie bronić. Chodzi o poziom 1,2 dla euro. Reakcja rynków walutowych po tym komunikacie była niemal natychmiastowa.
Póki co, władzom monetarnym Szwajcarii udaje się utrzymać linię1,20. Ma to automatyczne przełożenie na kurs franka do polskiego złotego, który zachowuje się niemal identycznie jak para EUR/PLN (euro do złotego). SNB ma 350 mld franków szwajcarskich rezerw walutowych, które może uruchomić, by bronić kurs. Kwota jest duża, jednak historia pokazuje, że spekulanci potrafili wygrać z dużo większym bankiem centralnym.