Podaż zaatakowała dopiero w samej końcówce i rzutem na taśmę rozstrzygnęła sesję na swoją korzyść. Indeks dużych spółek spadł o 0,25 proc. do 2314,28 pkt.
Wczorajsze spadki na tle wzrostów na europejskich parkietach, a przede wszystkim wzrostów na Wall Street, wydają się przesadzonym pesymizmem. Dlatego też piątkowa sesja w Warszawie powinna rozpocząć się od wzrostów cen akcji. Również dlatego, że zachowanie Wall Street w ostatnich dniach sugeruje, że Amerykanie chcą dotrwać na obecnych poziomach do końca roku.
Humory inwestorom powinny też poprawiać dzisiejsze mocne wzrosty na japońskiej giełdzie. Tamtejszy indeks Nikkei wzrósł o 2,5 proc. w reakcji na słabszego jena i wyższy od prognoz wzrost chińskiego importu, co zachęcało do zakupów akcji japońskich eksporterów.
O tym, czy początkowe wzrosty na GPW utrzymają się do końca piątkowych notowań zdecydują popołudniowe dane ze Stanów Zjednoczonych. Uwaga inwestorów będzie koncentrować się na listopadowych danych o sprzedaży detalicznej (prognoza: 0,7 proc. m/m) i grudniowej wartości indeksu Uniwersytetu Michigan (prognoza: 68,5 pkt.). Zignorowane zostaną raporty o cenach importu i eksportu oraz zapasach niesprzedanych towarów. Tradycyjnie już większego wrażenie na giełdowych graczach nie zrobią, publikowane o godzinie 14-tej przez Narodowy Bank Polski, dane o saldzie rachunku obrotów bieżących (prognoza: -60 mln EUR).
Ostatnie spadki WIG20 pogorszyły sytuację techniczną tego indeksu. W dalszym ciągu jednak nie został wygenerowany sygnał sprzedaży. Takim sygnałem będzie zdecydowane wybicie poniżej 2270 pkt., gdzie średnioterminowe wsparcie tworzy dolne ograniczenie rysowanego od lipca br. kanału wzrostowego. Potwierdzeniem tak wygenerowanego sygnału będzie natomiast spadek poniżej dołka z 3 listopada br. (2193,87 pkt.). Wydaje się, że przed końcem roku sygnał sprzedaży raczej nie zostanie wygenerowany.