Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Inwestorzy ignorują złe wiadomości

0
Podziel się:

Kiepskie dane o produkcji przemysłowej w styczniu tylko na chwilę ochłodziły zapał inwestorów na warszawskiej giełdzie.

Inwestorzy ignorują złe wiadomości

Złoty niemal nie zareagował w dalszym ciągu zdecydowanie się umacniając. Nasz rynek należał dziś do najsilniejszych na świecie, mimo, że nie miał wspomagania europejskich parkietów, które radziły sobie nienadzwyczajnie.

Warszawska giełda kontynuowała wzrosty rozpoczęte dzień wcześniej, nie przejmując się brakiem podobnego entuzjazmu na światowych parkietach. WIG20 rozpoczął dzień od wzrostu o 1,8 proc. a WIG od zwyżki o 1,6 proc. Także indeksy małych i średnich spółek, które wczoraj odstawały od reszty rynku, dziś ruszyły w górę, choć nie tak dynamicznie i nie towarzyszył temu zdecydowany wzrost obrotów. Jeszcze przed południem zwyżki nabrały dynamiki i WIG20 zyskiwał ponad 4,5 proc., a WIG grubo ponad 3 proc., przy dużych obrotach. Inwestorom nie przeszkadzała niepewność przed publikacją istotnych przecież danych o produkcji przemysłowej, ani słabe zachowanie głównych giełd europejskich.

Tuż po ogłoszeniu kiepskich danych o produkcji przemysłowej, która w styczniu spadła o prawie 15 proc. w porównaniu do stycznie ubiegłego roku, skala wzrostu indeksów została nieco zredukowana. Nie było jednak widać większej chęci do wyprzedaży i na godzinę przed zakończeniem sesji WIG20 wzniósł się na poziom maksimum dnia. Gdy okazało się, że początek sesji w Stanach Zjednoczonych przebiega przy przewadze popytu, wzrosty nabrały tempa i dzień zakończył się wzrostem indeksu największych spółek o 5,1 proc., WIG zwyżkował o 4,12 proc. Obroty nie były już tak wysokie, jak w środę, ale i tak wyniosły 1,18 mld zł.

Najbardziej dynamicznie rosły kursy akcji banków, ale wygląda to po prostu na korygowanie zbyt silnej przeceny, jakiej uległy kilka dni temu. We wtorek papiery Pekao straciły ponad 18 proc., dziś zyskały 14,5 proc. Podobnie było w przypadku PKO i BRE. To mogłoby stanowić ewidentny dowód na to, że rynkiem rządzą emocje. Tyle, że te emocje są warte setki milionów złotych, bo tyle wynoszą obroty na tych papierach (dziś na samych tylko akcjach PKO wyniosły prawie 410 mln zł).

Środowe zmagania na amerykańskiej giełdzie zakończyły się niemal remisowo. Zmiany indeksów sięgały ułamków procenta. W obecnej sytuacji już sam brak spadków można odbierać optymistycznie. Niemniej jednak pozostawanie na obecnym poziomie indeksu Dow Jones (7 555 pkt.) i S&P (788 pkt.), optymistyczne nie jest. Jeśli bliskość dołków z września 2002 r. szybko nie zmobilizuje inwestorów do kupna akcji, spadki mogą się jeszcze pogłębić. A specjalnych powodów do zakupów wciąż nie widać. Wskaźnik aktywności przemysłu w rejonie Filadelfii spadł do poziomu -41,3 pkt., podczas gdy oczekiwano zniżki do -25 pkt.

Na giełdach azjatyckich było także dość spokojnie i zmiany wartości indeksów były symboliczne. Jedynie chiński Shanghai B-Share zwyżkował o ponad 3 proc. Dzień na plusie rozpoczęły giełdy w Europie, ale w trakcie sesji niczym nie zachwyciły i tak było do jej zakończenia. DAX zyskał 1,15 proc., CAC40 niecałe pół procent a brytyjski FTSE stracił 0,01 proc.


Czwartek był kolejnym dniem umacniania się naszej waluty. Rano za dolara trzeba było zapłacić 3,72 zł, za euro 4,7 zł a za franka 3,16 zł, a więc o 7-8 groszy mniej, niż w środę. Od ostatniego szczytu dolar potaniał o ponad 19 groszy, euro o ponad 30 groszy a frank o 17 groszy. Środowa interwencja na rynku okazała się więc skuteczna. Tym bardziej, że została poparta informacjami o determinacji rządu zbliżającymi nas do strefy euro i zapowiedziami ministra finansów o kontynuacji sprzedaży euro na rynku (rząd ma do dyspozycji jeszcze 3,2 mld euro pochodzących z Unii Europejskiej).

To musiało podziałać, a zamiast spekulacyjnego ataku mamy do czynienia raczej z dość nerwową realizacją zysków przez grających dotąd przeciw naszej walucie. O zamykaniu pozycji poinformował wczoraj Goldman Sachs. Trudno jednak spodziewać się szybkiego uspokojenia na rynku walutowym i należy zachować ostrożność przy podejmowaniu decyzji. Ostatecznie na koniec dnia kurs franka wyniósł 3,13 zł, dolar kosztował 3,68 zł, a euro 4,67 zł

Demonstracja siły naszego rynku, zarówno giełdowego, jak i walutowego, trwająca już drugi dzień z rzędu niewątpliwie cieszy, ale też nie daje podstaw do nadmiernego optymizmu. Choć pojawiły się już głosy, że to może być początek bardziej znaczącego ruchu w górę, to z euforią nie należy przesadzać. Seria silnych spadków, z jakimi mieliśmy niedawno do czynienia, kiedyś musiała się skończyć. To, że odreagowanie jest dynamiczne, nie powinno dziwić. Niemniej trzeba pamiętać, że odrobiliśmy tylko niewielką część strat, a warunki makroekonomiczne nie zmieniły się tak bardzo, by już wieszczyć początek hossy. Duża zmienność notowań świadczy o tym, że rynkami wciąż żądzą emocje. Z decyzjami warto poczekać na dalszy rozwój sytuacji.

ZOBACZ TAKŻE:

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)