*Po panicznej piątkowej wyprzedaży dziś od rana notowaliśmy wzrosty. WIG20 już na otwarcie wystrzelił 2 proc. w górę co głównie zawdzięczał bankom, które rosły o więcej niż 4 procent. *
Sektor finansowy na rynkach europejskich był wręcz zdominowany przez byki, które po niedzielnym oświadczeniu amerykańskiego rządu o nacjonalizacji Fannie Mea i Freddie Mac najwidoczniej stwierdziły, że cały problem jest już rozwiązany.
Obecna sytuacja bardzo przypomina tą z marca kiedy amerykański rząd uratował od upadku bank inwestycyjny Bear Stearns. Dzień po tamtej decyzji reakcja rynków była podobna do dzisiejszej, ale nie zagwarantowała wzrostów na dłużej niż tydzień. Podobnie jak wtedy na prawdziwą ocenę weekendowych wydarzeń przyjdzie czekać co najmniej miesiąc.
Mimo to europejskie rynki rosły jeszcze wyraźniej niż warszawski parkiet. Rekordzistą była giełda paryska, której główny indeks CAC40 rósł momentami o 5 proc. Na GPW bykom starczyło siły na wzrosty ,,zaledwie" 3 procentowe, a potem nastąpiła wielogodzinna stabilizacja. Przy braku danych makro po silnym uderzeniu popytu sytuacja stała się patowa.
Brak zmian na indeksach związany był oczywiście z atmosferą zewnętrzną oraz z faktem, że krajowy popyt przy obrocie 500 milionów złotych w południe nie miał już siły podnosić indeksu, a podaży brakowało odwagi do przejęcia inicjatywy.
Dopiero ostatnie minuty sesji inwestorzy wykorzystali na realizację zysków przez co delikatnie obniżyli WIG20, który ostatecznie wzrósł o 2,3 proc. Lepiej od dużych spółek ponownie zaprezentowały się średnie. mWIG wzrósł zaledwie o 1,3 proc. ale jego piątkowa przecena była zdecydowanie mniejsza, a ponadto w tym segmencie rynku wciąż obowiązują silne sygnały kupna.